Wybaczcie, ale przerzucam się na wattpada, tam bardziej doceniana jest praca innych :)
Dwa rozdziały mam napisane na zapas,a zanim dojdę do tego ostatniego rozdziału który jest tutaj zamieszczony to napisze jeszcze kilka rozdziałów na zapas. Wyjdzie to dla was na dobre i dla mnie, wy sobie przypomnicie historie, a ja będę miała trochę luzu, bo będe miała rozdziały gotowe.
Na wattpada dodaje te wcześniejsze rozdziały tak co tydzień/ 1,5 :)
Jeżeli interesują was dalsze losy bohaterów to zapraszam :)
http://www.wattpad.com/story/35938585
No-sweet-life
poniedziałek, 15 czerwca 2015
niedziela, 17 maja 2015
Rozdział 16 "Ten świntuch przygląda mi się w lustrze"
Część 2 rozdziału
Serce biło mi strasznie, miałam w głowie najgorsze myśli. Wstałam,jak najciszej potrafiłam, podniosłam wazon, który stał na stoliku i stanęłam za ścianą, która dzieliła mnie od korytarza z którego słyszałam kroki. Gdy dźwięk był bardziej słyszalny oraz widziałam już, jak postać przekracza jedną nogą próg zamachnęłam się uderzyłam nim o głowę mężczyzny.
- O mój boże! Justin! Przepraszam, przepraszam!- przykucnęłam przy nim od razu, ale nic. Stracił przytomność, pobiegłam najszybciej, jak potrafiłam do kuchni. Otworzyłam zamrażalkę i wyjęłam jedną z mrożonek i po drodze wzięłam ręcznik cienki. Wróciłam z powrotem do bruneta, ukucnęłam obwinęłam mrożonkę w ręcznik i przyłożyłam do głowy. Kilka razy walnęłam mu w twarz, aby go jakoś ocknąć. Nie wiedziałam kompletnie, co robić, nigdy mi się to nie zdarzyło. Po jakiś trzech/czterech minutach ocknął się.
- Wybacz..myślałam, że ktoś się włamał. Zresztą, co Ty do cholery tu robisz o tak wczesnej porze!?- podniosłam głos, na co Jus chciał się podnieść, ale chyba poczuł chyba mocny ból głowy.
***
Po jakimś czasie chłopak dobrze się już czuł i usiadł na kanapie.
- To teraz tak się witać będziesz ze mną?- zaśmiał się.
- Mogłeś mnie uprzedzić. Myślałam, że przyjedziesz bliżej popołudnia, skoro miałeś wyjechać nad ranem, a tu wchodzisz do domu,a jest godzina czwarta nad ranem. - powiedziałam poważnie.
- Może chciałem Ci zrobić niespodziankę? He? - na jakiego słowa od razu wybuchliśmy śmiechem. - No.. chciałem Ci zrobić tą niespodziankę oraz zdążyłem na wcześniejszy lot i oto jestem. Chyba powinienem nie wracać wcześniej, mało nie zginąłem przez ciebie! - zaśmiał się.
- Idź się prześpij zapewne jesteś padnięty, jak wstaniesz to porozmawiamy.- powiedziałam, na co skinął i poszedł w stronę sypialni.
- A Ty nie idziesz ze mną? Hm?- poruszał brwiami w śmieszny sposób, na co wybuchłam śmiechem i rzuciłam w niego butem leżącym obok mnie.
Nie było szans, abym zasnęłam więc poszłam wziąć gorącą kąpiel, wiedziałam, że zaraz obudzi się Zack, więc postanowiłam poleżeć chwilę i się zrelaksować. Weszłam do łazienki włączyłam ledwo słyszalnie muzykę ze swojego telefonu kładąc je na szafce z kosmetykami i spojrzałam w swoje odbicie w dużym lustrze, wyglądałam strasznie młodo, a jednak czuje się, jakby była po trzydziestce. Napuściłam wodę do białej dużej wanny, rozebrałam się do naga i weszłam do wody. Zanurzyłam się i zamknęłam oczy. Czułam, jak moje ciało się rozluźnia i leżałam tak wsłuchując się w melodie pięknych piosenek.
***
Usłyszałam kaszlnięcie i od razu otworzyłam oczy. Widocznie przysnęłam, czułam, jak woda była zimna. Od razu spojrzałam w bok i stał tam Bieber. Szybko zakryłam się rękoma.
- Cholera, Justin puka się!- krzyknęłam.
- Po pierwsze to nie masz czego się wstydzić, masz piękne ciało, nie jedna matka by Ci go zazdrościła, co ja mówię, nie jedna laska na świecie by Ci go zazdrościła. Po drugie to pukałem kilkakrotnie, bałem się, że coś Ci się stanie...i wiesz no...- ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
- Wyjdź zboczeńcu, albo się odwracaj! Już!- krzyknęłam jeszcze głośniej i poważnie, po chwili odwrócił się kręcąc głową i śmiejąc się.
- No i tak po pierwsze to obudził mnie płacz dziecka i gdy płakało, płakało i jeszcze raz płakało to wstałem, myślałem, że coś się stało. - powiedział tyłem stający do mnie brunet.
- Na prawdę? Widocznie nie słyszałam, a nie zdarza mi się to. No cóż dzięki, że wstałeś do Zacka. - powiedziałam zaskoczona i po chwili wstałam z wanny, aby sięgnąć po ręcznik. Wstałam i obwijałam swoje ciało w ręcznik, kiedy zobaczyłam, że ten świntuch przygląda mi się w lustrze.
- Ty idioto!- podniosłam głos i rzucałam w nim czym się dało, co stało obok mnie, a on zaśmiał się i wyszedł z łazienki.
Jest i rozdział. Kolejny jest krótki, bo jak pisałam w poprzednim rozdziale nie miałam czasu i podzielę to na dwie część. Rozdział kolejny za jakiś tydzień, może dwa.
Dobranoc.
Serce biło mi strasznie, miałam w głowie najgorsze myśli. Wstałam,jak najciszej potrafiłam, podniosłam wazon, który stał na stoliku i stanęłam za ścianą, która dzieliła mnie od korytarza z którego słyszałam kroki. Gdy dźwięk był bardziej słyszalny oraz widziałam już, jak postać przekracza jedną nogą próg zamachnęłam się uderzyłam nim o głowę mężczyzny.
- O mój boże! Justin! Przepraszam, przepraszam!- przykucnęłam przy nim od razu, ale nic. Stracił przytomność, pobiegłam najszybciej, jak potrafiłam do kuchni. Otworzyłam zamrażalkę i wyjęłam jedną z mrożonek i po drodze wzięłam ręcznik cienki. Wróciłam z powrotem do bruneta, ukucnęłam obwinęłam mrożonkę w ręcznik i przyłożyłam do głowy. Kilka razy walnęłam mu w twarz, aby go jakoś ocknąć. Nie wiedziałam kompletnie, co robić, nigdy mi się to nie zdarzyło. Po jakiś trzech/czterech minutach ocknął się.
- Wybacz..myślałam, że ktoś się włamał. Zresztą, co Ty do cholery tu robisz o tak wczesnej porze!?- podniosłam głos, na co Jus chciał się podnieść, ale chyba poczuł chyba mocny ból głowy.
***
Po jakimś czasie chłopak dobrze się już czuł i usiadł na kanapie.
- To teraz tak się witać będziesz ze mną?- zaśmiał się.
- Mogłeś mnie uprzedzić. Myślałam, że przyjedziesz bliżej popołudnia, skoro miałeś wyjechać nad ranem, a tu wchodzisz do domu,a jest godzina czwarta nad ranem. - powiedziałam poważnie.
- Może chciałem Ci zrobić niespodziankę? He? - na jakiego słowa od razu wybuchliśmy śmiechem. - No.. chciałem Ci zrobić tą niespodziankę oraz zdążyłem na wcześniejszy lot i oto jestem. Chyba powinienem nie wracać wcześniej, mało nie zginąłem przez ciebie! - zaśmiał się.
- Idź się prześpij zapewne jesteś padnięty, jak wstaniesz to porozmawiamy.- powiedziałam, na co skinął i poszedł w stronę sypialni.
- A Ty nie idziesz ze mną? Hm?- poruszał brwiami w śmieszny sposób, na co wybuchłam śmiechem i rzuciłam w niego butem leżącym obok mnie.
Nie było szans, abym zasnęłam więc poszłam wziąć gorącą kąpiel, wiedziałam, że zaraz obudzi się Zack, więc postanowiłam poleżeć chwilę i się zrelaksować. Weszłam do łazienki włączyłam ledwo słyszalnie muzykę ze swojego telefonu kładąc je na szafce z kosmetykami i spojrzałam w swoje odbicie w dużym lustrze, wyglądałam strasznie młodo, a jednak czuje się, jakby była po trzydziestce. Napuściłam wodę do białej dużej wanny, rozebrałam się do naga i weszłam do wody. Zanurzyłam się i zamknęłam oczy. Czułam, jak moje ciało się rozluźnia i leżałam tak wsłuchując się w melodie pięknych piosenek.
***
Usłyszałam kaszlnięcie i od razu otworzyłam oczy. Widocznie przysnęłam, czułam, jak woda była zimna. Od razu spojrzałam w bok i stał tam Bieber. Szybko zakryłam się rękoma.
- Cholera, Justin puka się!- krzyknęłam.
- Po pierwsze to nie masz czego się wstydzić, masz piękne ciało, nie jedna matka by Ci go zazdrościła, co ja mówię, nie jedna laska na świecie by Ci go zazdrościła. Po drugie to pukałem kilkakrotnie, bałem się, że coś Ci się stanie...i wiesz no...- ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
- Wyjdź zboczeńcu, albo się odwracaj! Już!- krzyknęłam jeszcze głośniej i poważnie, po chwili odwrócił się kręcąc głową i śmiejąc się.
- No i tak po pierwsze to obudził mnie płacz dziecka i gdy płakało, płakało i jeszcze raz płakało to wstałem, myślałem, że coś się stało. - powiedział tyłem stający do mnie brunet.
- Na prawdę? Widocznie nie słyszałam, a nie zdarza mi się to. No cóż dzięki, że wstałeś do Zacka. - powiedziałam zaskoczona i po chwili wstałam z wanny, aby sięgnąć po ręcznik. Wstałam i obwijałam swoje ciało w ręcznik, kiedy zobaczyłam, że ten świntuch przygląda mi się w lustrze.
- Ty idioto!- podniosłam głos i rzucałam w nim czym się dało, co stało obok mnie, a on zaśmiał się i wyszedł z łazienki.
Jest i rozdział. Kolejny jest krótki, bo jak pisałam w poprzednim rozdziale nie miałam czasu i podzielę to na dwie część. Rozdział kolejny za jakiś tydzień, może dwa.
Dobranoc.
niedziela, 10 maja 2015
Rozdział 15 " (...) i będę żył długo i szczęśliwie. Nie, to nie taka historia"
CZĘŚĆ 1 ROZDZIAŁU
Chory? Ta jasne, już nic innego nie mógł wymyślić? Jest mega żałosny. Spojrzałam na niego chwile i pokręciłam głową śmiejąc się nerwowo.
- Mówię poważnie, jestem bardzo chory. Wykryto nowotwór... Wiem, ze są małe szanse na to, że wszystko pójdzie wspaniale i będę żył długo i szczęśliwe. Nie, to nie taka historia. Chcę po prostu teraz wszystko naprawić, nacieszyć się synem, krótko mówiąc chce naprawić, co zepsułem. - uśmiechnął się patrząc na swoje nerwowo trzęsące się dłonie.
- I co? Mam Ci to wszystko wybaczyć? - zapytałam.
- Wiem, że nie łatwo wybaczyć i to rozumiem, ale proszę Cię, żebyś dała mi szanse. Chcę mieć kontakt z dzieckiem zrozum... Wiem, że możesz mi nie wierzyć z tą chorobą, dlatego wziąłem ze sobą moje wyniki badań. - powiedział wyciągając złożoną kartkę z kieszeni spodni i podając mi ją. Przeczytałam szybko, z tego co zrozumiałam to mówił prawdę. Tydzień temu wykryli mu to...
- Nie mogę Ci zabronić kontaktu z dzieckiem, ale pamiętaj, że nie masz u mnie zaufania i nie będziesz zabierać nigdzie dziecka, nie ufam Ci po prostu... Zgadzasz się?- zapytałam patrząc mu w oczy.
- Zgadzam się, zgadzam i dziękuje Ci. - powiedział i po chwili zadzwonił telefon. Przeprosiłam na chwilę i wyszłam do innego pokoju.
- Cześć młoda, jak tam leci? - zapytał Jus śmiejąc się.
- Hej, ymm nie jest nudno tak powiem.- nie chciałam mu nic mówić przez telefon. Nerwowo podrapałam się po głowie i wychyliłam się przez drzwi i zobaczyłam jak Ryan kuca przy wózku i ma uśmiech od ucha do ucha. Nie powiem słodko wygląda ta sytuacja, ale.. nie ma co już gadać o tym. Dam mu szanse dla Biebera też dałam i na razie nie wyszło mi to na złe.
- Ooo, opowiesz mi o tym, jak wrócę. - powiedział z lekką chrypką w głosie.
- Jasne. Jak wyjazd? - zapytałam zmieniając temat.
- Nudno jak cholera, mam jeszcze trochę spraw do załatwienia i nad ranem wyjadę, więc jutro się spotkamy no i.... - powiedział radośnie ostatnie słowa, lecz na chwilę zamilkł, a w tle było słychać damski głos mówiący coś cicho dość blisko, bo w telefonie było słychać dość wyraźnie chichot. - Przepraszam, ale śpieszę się, muszę lecieć, jutro porozmawiamy, pa. - no i rozłączył się nawet nie zdąrzyłam nic odpowiedzieć. Okej, nie wnikam. Wróciłam do chłopaków i porozmawiałam trochę z ojcem dziecka. A po około pół godzinach już się żegnaliśmy.
- No to jutro mógłbym wpaść?- zapytał nie pewnie.
- Em.. powoli, nie tak szybko. Spotkajmy się za dwa dni, ok?- on pokiwał głową i dał mi karteczkę ze swoim numerem, żebym go poinformowała, jakby coś się zmieniło.
***
Krótko po wyjściu chłopaka zasnęłam i miałam dziwny sen. Śnił mi się mój wujek i kazał mi uciekać z tego mieszkania, bo zdarzy się coś złego, żebym po prostu uważała na siebie i dziecko. Nigdy mi się nie śnił, to na prawdę dziwne. Nie wiem czemu, ale przejęłam się tym snem. To tylko sen, wiec nie ma, co wgłębiać się w to, bo nie ma takiej potrzeby. Mam inne rzeczy do przemyślenia. Pierwsza to taka, że pierwszy raz od dawna pomyślałam o tym, że przecież mogłabym być z Ryanem rodziną. Zranił mnie, ale dam drugą szansę, bo każdy człowiek na to zasługuje, prawda?
Drugą sprawą jest to, że dziwne coś poczułam, gdy Justin dzwonił i usłyszałam ten damski głos. Nie wiem, co myśleć to wszystko jest dziwne.. Moje rozmyślenia przerwało dźwięk otwierających się drzwi. Gwałtownie się podniosłam i popatrzyłam w odpowiednią stronę.
Nowy rozdział po dłuuuugiej przerwie, ale wracam i teraz będzie trochę akcji :) Jest to krótki rozdział, no i drugi też będzie krótki, bo podzielę to na takie jakby części. Ze względu na brak czasu to robię, a nie chce robić 3 miesięcznej przerwy, wiec no mam nadzieję, ze zadowoleni będziecie :) Jeżeli coś nie ma sensu w rodziale to przepraszam, ale zasypiam już.
W sobote next więc do następnego kochani :*
Chory? Ta jasne, już nic innego nie mógł wymyślić? Jest mega żałosny. Spojrzałam na niego chwile i pokręciłam głową śmiejąc się nerwowo.
- Mówię poważnie, jestem bardzo chory. Wykryto nowotwór... Wiem, ze są małe szanse na to, że wszystko pójdzie wspaniale i będę żył długo i szczęśliwe. Nie, to nie taka historia. Chcę po prostu teraz wszystko naprawić, nacieszyć się synem, krótko mówiąc chce naprawić, co zepsułem. - uśmiechnął się patrząc na swoje nerwowo trzęsące się dłonie.
- I co? Mam Ci to wszystko wybaczyć? - zapytałam.
- Wiem, że nie łatwo wybaczyć i to rozumiem, ale proszę Cię, żebyś dała mi szanse. Chcę mieć kontakt z dzieckiem zrozum... Wiem, że możesz mi nie wierzyć z tą chorobą, dlatego wziąłem ze sobą moje wyniki badań. - powiedział wyciągając złożoną kartkę z kieszeni spodni i podając mi ją. Przeczytałam szybko, z tego co zrozumiałam to mówił prawdę. Tydzień temu wykryli mu to...
- Nie mogę Ci zabronić kontaktu z dzieckiem, ale pamiętaj, że nie masz u mnie zaufania i nie będziesz zabierać nigdzie dziecka, nie ufam Ci po prostu... Zgadzasz się?- zapytałam patrząc mu w oczy.
- Zgadzam się, zgadzam i dziękuje Ci. - powiedział i po chwili zadzwonił telefon. Przeprosiłam na chwilę i wyszłam do innego pokoju.
- Cześć młoda, jak tam leci? - zapytał Jus śmiejąc się.
- Hej, ymm nie jest nudno tak powiem.- nie chciałam mu nic mówić przez telefon. Nerwowo podrapałam się po głowie i wychyliłam się przez drzwi i zobaczyłam jak Ryan kuca przy wózku i ma uśmiech od ucha do ucha. Nie powiem słodko wygląda ta sytuacja, ale.. nie ma co już gadać o tym. Dam mu szanse dla Biebera też dałam i na razie nie wyszło mi to na złe.
- Ooo, opowiesz mi o tym, jak wrócę. - powiedział z lekką chrypką w głosie.
- Jasne. Jak wyjazd? - zapytałam zmieniając temat.
- Nudno jak cholera, mam jeszcze trochę spraw do załatwienia i nad ranem wyjadę, więc jutro się spotkamy no i.... - powiedział radośnie ostatnie słowa, lecz na chwilę zamilkł, a w tle było słychać damski głos mówiący coś cicho dość blisko, bo w telefonie było słychać dość wyraźnie chichot. - Przepraszam, ale śpieszę się, muszę lecieć, jutro porozmawiamy, pa. - no i rozłączył się nawet nie zdąrzyłam nic odpowiedzieć. Okej, nie wnikam. Wróciłam do chłopaków i porozmawiałam trochę z ojcem dziecka. A po około pół godzinach już się żegnaliśmy.
- No to jutro mógłbym wpaść?- zapytał nie pewnie.
- Em.. powoli, nie tak szybko. Spotkajmy się za dwa dni, ok?- on pokiwał głową i dał mi karteczkę ze swoim numerem, żebym go poinformowała, jakby coś się zmieniło.
***
Krótko po wyjściu chłopaka zasnęłam i miałam dziwny sen. Śnił mi się mój wujek i kazał mi uciekać z tego mieszkania, bo zdarzy się coś złego, żebym po prostu uważała na siebie i dziecko. Nigdy mi się nie śnił, to na prawdę dziwne. Nie wiem czemu, ale przejęłam się tym snem. To tylko sen, wiec nie ma, co wgłębiać się w to, bo nie ma takiej potrzeby. Mam inne rzeczy do przemyślenia. Pierwsza to taka, że pierwszy raz od dawna pomyślałam o tym, że przecież mogłabym być z Ryanem rodziną. Zranił mnie, ale dam drugą szansę, bo każdy człowiek na to zasługuje, prawda?
Drugą sprawą jest to, że dziwne coś poczułam, gdy Justin dzwonił i usłyszałam ten damski głos. Nie wiem, co myśleć to wszystko jest dziwne.. Moje rozmyślenia przerwało dźwięk otwierających się drzwi. Gwałtownie się podniosłam i popatrzyłam w odpowiednią stronę.
Nowy rozdział po dłuuuugiej przerwie, ale wracam i teraz będzie trochę akcji :) Jest to krótki rozdział, no i drugi też będzie krótki, bo podzielę to na takie jakby części. Ze względu na brak czasu to robię, a nie chce robić 3 miesięcznej przerwy, wiec no mam nadzieję, ze zadowoleni będziecie :) Jeżeli coś nie ma sensu w rodziale to przepraszam, ale zasypiam już.
W sobote next więc do następnego kochani :*
niedziela, 5 kwietnia 2015
Rozdział 14 "Nie chciałem od razu tego mówić..."
- Ryan...- szepnęłam i stałam zamurowana. Nagle zrobiło mi się słabo i dalej, co widziałam to była ciemność.
Poczułam, jak ktoś klepie mnie po policzku i ktoś do mnie mówi, dopiero po dłuższej chwili mogłam usłyszeć dokładnie, nade mną stał Alex. Chciałam otworzyć oczy, lecz było to dość ciężkie. Poleżałam tak jeszcze chwile i próbowałam wstać, ale mulat kazał mi leżeć. Gdzie on jest? Widziałam go...to nie może być prawda, bo przecież wyjechał nie chciał mnie i Zacka w swoim życiu, prawda?
- Gdzie ON jest...?- zaczęłam drżeć ze strachu. Po cholerę się tu pojawił!? Następna osoba chce mi namieszać w życiu? Pierwszo matka, a teraz, co on?!
- Wydarłem się na niego i zapytałem, co Ci zrobił, a on nie wiedział, co powiedzieć, więc kazałem mu spadać. Mam nadzieję, że nie jesteś zła...- pomógł mi wstać i usiąść na kanapę.
Siedziałam i patrzyłam się w swoje dłonie, nerwowo nimi ruszając. Nie mogłam nic z siebie wydusić, byłam w szoku, silnym szoku. Wtuliłam się po chwili w Lefor, siedzieliśmy tak w ciszy dłuższą chwile, do póki się nie odezwał.
- Kim był ten facet?- zapytał delikatnie, badając moją reakcje.
- To był...był Ryan, chłopak, który jest ojcem Zacka. -szepnęłam.
- Opowiesz mi coś o nim?- odparł Alex.
- To był mój dobry kumpel, nie byliśmy ze sobą, nic z tych rzeczy. Po prostu bardzo nas do siebie ciągnęło, co tu dużo opowiadać sypialiśmy ze sobą, chlaliśmy wódę, imprezowaliśmy, jak nic przyjaciele do kieliszka. W końcu nieoczekiwanie dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Nikomu pierwszo nic nie powiedziałam, tylko poszłam do niego z testem ciążowym. On wyśmiał mnie i powiedział, że to nie jego dziecko, potem stwierdził, że to jego, ale nie jest gotowy, może później będzie, ale nie teraz. Zniknął z mojego życia, w końcu zrozumiałam, że nie jest niczego wart. Pogodziłam się z tym, że ojcem mojego dziecka jest taki frajer. Tyle z mojej historii życia... nagle się teraz pojawia i nie wiem, o co chodzi. Byłam w szoku, jak go zobaczyłam. Myślałam, że już nigdy go nie zobaczę, przecież nawet nie prosiłam o alimenty, chciałam oderwać się od niego i swojej przeszłości. - powiedziałam dalej drżąc.
- Jest skończonym idiotą, nie wie, co stracił. - uśmiechnął się mulat.
Od ostatniej wizyty Ryana nie widziałam go, jakby zniknął, a to to on potrafi najlepiej. Może dał sobie spokój? Wystraszył się biedny chłopiec...
Justin musiał wyjechać w ważnej sprawie, chodzi o jakieś tam interesy. Nie będzie go do jutrzejszego wieczoru, jeszcze nic mu nie mówiłam o Ryanie, ale przyjdzie odpowiedni moment, abym mu to powiedziała. Ostatnio jestem poddenerwowana, dlatego postanowiłam wyjść na spacer, aby się przewietrzyć i przemyśleć kilka spraw.
Otworzyłam drzwi do domu, wprowadziłam wózek do środka i zaczęłam się rozbierać. Dopiero, co rozebrałam się, a usłyszałam dzwonek do drzwi. Podeszłam dość szybko i je otworzyłam. Tylko nie on.
- Cześć, chce tylko porozmawiać. - szybko powiedział jasnowłosy przytrzymując ręką drzwi. Widocznie myślał, że zamknę mu je przed oczami.
- Nie mamy o czym rozmawiać. - powiedziałam oschle, co on tu do cholery robi!?
- Mamy i musimy porozmawiać, mogę wejść? - zapytał. Nie wiem, czy dobrze robię, pozwalając mu wejść, ale muszę w końcu wszystko wyjaśnić, zbyt dużo jest niejasności. Wszedł do środka i od razu spojrzał na dziecko leżące wózku.
- To mój syn? - powiedział lekko uśmiechając się.
- Ojcem jest ten kto wychowuje dziecko, a nie ten człowiek, który tylko je zrobił. - spojrzałam na niego poważnie. Udał, że nie słyszał tego, co powiedziałam i spytał jeszcze raz, ehh.. - Tak to jest Twój syn. - odparłam. Złapał za rączkę malca, a on ścisnął brunetowi palec. Uśmiechnął się na ten widok, a ja tylko obserwowałam. Po pewnym czasie spojrzał na mnie i zaproponował, abyśmy usiedli i porozmawiali.
- Amanda... postąpiłem żałośnie i żałuje tego, teraz jestem pewny, że jestem gotowy, aby wychowywać swojego syna. - powiedział powoli, jakby mówił do dziecka.
- Co Ty do mnie mówisz człowieku!? Nagle Ci się przypomniało, że masz syna!? Odtrąciłeś to dziecko, wolałeś dalej szaleć zostawiając je! A teraz nagle wielka skrucha! Popatrz, jaki jesteś niezdecydowany, a dopiero później porozmiajmy! Może stworzymy cudowną kochającą się rodzinkę? - zaśmiałam się nerwowo.
- Nie chciałem od razu tego mówić, ale dowiedziałem się parę dni temu, że jestem poważnie chory.
Jest już dość późno, więc dziś krótko, ale to dlatego, że chciałabym wam złożyć życzenia i podziękować za tyle wyświetleń!♥
Z komentarzami widzę jest średnio, ale nie będę wam kolejny raz truła, żebyście napisały zdanie-kilka zdań na temat rozdziału, sami doskonale powinniście to wiedzieć :)
W każdym bądź razie dziękuje za te wyświetlenia, komentarze, obserwacje :*
Następny rozdział niebawem.
Wesołych świąt wielkanocnych, smacznego jajka oraz mokrego dyngusa :p
Spędźcie te święta w jak najlepszej atmosferze ♥♥♥
ASK
TT
Poczułam, jak ktoś klepie mnie po policzku i ktoś do mnie mówi, dopiero po dłuższej chwili mogłam usłyszeć dokładnie, nade mną stał Alex. Chciałam otworzyć oczy, lecz było to dość ciężkie. Poleżałam tak jeszcze chwile i próbowałam wstać, ale mulat kazał mi leżeć. Gdzie on jest? Widziałam go...to nie może być prawda, bo przecież wyjechał nie chciał mnie i Zacka w swoim życiu, prawda?
- Gdzie ON jest...?- zaczęłam drżeć ze strachu. Po cholerę się tu pojawił!? Następna osoba chce mi namieszać w życiu? Pierwszo matka, a teraz, co on?!
- Wydarłem się na niego i zapytałem, co Ci zrobił, a on nie wiedział, co powiedzieć, więc kazałem mu spadać. Mam nadzieję, że nie jesteś zła...- pomógł mi wstać i usiąść na kanapę.
Siedziałam i patrzyłam się w swoje dłonie, nerwowo nimi ruszając. Nie mogłam nic z siebie wydusić, byłam w szoku, silnym szoku. Wtuliłam się po chwili w Lefor, siedzieliśmy tak w ciszy dłuższą chwile, do póki się nie odezwał.
- Kim był ten facet?- zapytał delikatnie, badając moją reakcje.
- To był...był Ryan, chłopak, który jest ojcem Zacka. -szepnęłam.
- Opowiesz mi coś o nim?- odparł Alex.
- To był mój dobry kumpel, nie byliśmy ze sobą, nic z tych rzeczy. Po prostu bardzo nas do siebie ciągnęło, co tu dużo opowiadać sypialiśmy ze sobą, chlaliśmy wódę, imprezowaliśmy, jak nic przyjaciele do kieliszka. W końcu nieoczekiwanie dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Nikomu pierwszo nic nie powiedziałam, tylko poszłam do niego z testem ciążowym. On wyśmiał mnie i powiedział, że to nie jego dziecko, potem stwierdził, że to jego, ale nie jest gotowy, może później będzie, ale nie teraz. Zniknął z mojego życia, w końcu zrozumiałam, że nie jest niczego wart. Pogodziłam się z tym, że ojcem mojego dziecka jest taki frajer. Tyle z mojej historii życia... nagle się teraz pojawia i nie wiem, o co chodzi. Byłam w szoku, jak go zobaczyłam. Myślałam, że już nigdy go nie zobaczę, przecież nawet nie prosiłam o alimenty, chciałam oderwać się od niego i swojej przeszłości. - powiedziałam dalej drżąc.
- Jest skończonym idiotą, nie wie, co stracił. - uśmiechnął się mulat.
*Dwa dni później*
Od ostatniej wizyty Ryana nie widziałam go, jakby zniknął, a to to on potrafi najlepiej. Może dał sobie spokój? Wystraszył się biedny chłopiec...
Justin musiał wyjechać w ważnej sprawie, chodzi o jakieś tam interesy. Nie będzie go do jutrzejszego wieczoru, jeszcze nic mu nie mówiłam o Ryanie, ale przyjdzie odpowiedni moment, abym mu to powiedziała. Ostatnio jestem poddenerwowana, dlatego postanowiłam wyjść na spacer, aby się przewietrzyć i przemyśleć kilka spraw.
Otworzyłam drzwi do domu, wprowadziłam wózek do środka i zaczęłam się rozbierać. Dopiero, co rozebrałam się, a usłyszałam dzwonek do drzwi. Podeszłam dość szybko i je otworzyłam. Tylko nie on.
- Cześć, chce tylko porozmawiać. - szybko powiedział jasnowłosy przytrzymując ręką drzwi. Widocznie myślał, że zamknę mu je przed oczami.
- Nie mamy o czym rozmawiać. - powiedziałam oschle, co on tu do cholery robi!?
- Mamy i musimy porozmawiać, mogę wejść? - zapytał. Nie wiem, czy dobrze robię, pozwalając mu wejść, ale muszę w końcu wszystko wyjaśnić, zbyt dużo jest niejasności. Wszedł do środka i od razu spojrzał na dziecko leżące wózku.
- To mój syn? - powiedział lekko uśmiechając się.
- Ojcem jest ten kto wychowuje dziecko, a nie ten człowiek, który tylko je zrobił. - spojrzałam na niego poważnie. Udał, że nie słyszał tego, co powiedziałam i spytał jeszcze raz, ehh.. - Tak to jest Twój syn. - odparłam. Złapał za rączkę malca, a on ścisnął brunetowi palec. Uśmiechnął się na ten widok, a ja tylko obserwowałam. Po pewnym czasie spojrzał na mnie i zaproponował, abyśmy usiedli i porozmawiali.
- Amanda... postąpiłem żałośnie i żałuje tego, teraz jestem pewny, że jestem gotowy, aby wychowywać swojego syna. - powiedział powoli, jakby mówił do dziecka.
- Co Ty do mnie mówisz człowieku!? Nagle Ci się przypomniało, że masz syna!? Odtrąciłeś to dziecko, wolałeś dalej szaleć zostawiając je! A teraz nagle wielka skrucha! Popatrz, jaki jesteś niezdecydowany, a dopiero później porozmiajmy! Może stworzymy cudowną kochającą się rodzinkę? - zaśmiałam się nerwowo.
- Nie chciałem od razu tego mówić, ale dowiedziałem się parę dni temu, że jestem poważnie chory.
Jest już dość późno, więc dziś krótko, ale to dlatego, że chciałabym wam złożyć życzenia i podziękować za tyle wyświetleń!♥
Z komentarzami widzę jest średnio, ale nie będę wam kolejny raz truła, żebyście napisały zdanie-kilka zdań na temat rozdziału, sami doskonale powinniście to wiedzieć :)
W każdym bądź razie dziękuje za te wyświetlenia, komentarze, obserwacje :*
Następny rozdział niebawem.
Wesołych świąt wielkanocnych, smacznego jajka oraz mokrego dyngusa :p
Spędźcie te święta w jak najlepszej atmosferze ♥♥♥
ASK
TT
niedziela, 15 marca 2015
Rozdział 13 "Przepraszam nie powinnam Ci tego mówić."
Nagle tysiąc myśli mam w głowie. Czego on chce od Amandy, znów chce jej w życiu namieszać? Taki niby przyjaciel? To po cholerę zniknął i nie dawał o sobie znaku życia!? Martwiła się o niego, a on co? Nagle postanowił zadzwonić? Zabił bym skurwysyna.
Po co?- fuknąłem.
- Wyjaśnił mi parę spraw. Zniknął tak niespodziewanie, bo grozili mu. Miał problem z dilerami, był dłużny sporo pieniędzy, ale jest już dobrze. Oddał długi i wraca nie długo. - uśmiechnęła się lekko. Widać było, że jest jej lżej na duszy, była szczęśliwa, że nic się nie stało facetowi, jak dla mnie to frajer.
- Świetnie, mam mu bić brawa za to?- zaśmiałem się nerwowo.
- Wyjaśnił mi parę spraw. Zniknął tak niespodziewanie, bo grozili mu. Miał problem z dilerami, był dłużny sporo pieniędzy, ale jest już dobrze. Oddał długi i wraca nie długo. - uśmiechnęła się lekko. Widać było, że jest jej lżej na duszy, była szczęśliwa, że nic się nie stało facetowi, jak dla mnie to frajer.
- Świetnie, mam mu bić brawa za to?- zaśmiałem się nerwowo.
*Perspektywa Amandy*
Wyjaśniłam sobie wszystko z Johnem. Chłopak opowiedział mi o swoich problemach, a ja mu powiedziałam o tym, co ostatnio się u mnie działo. Strasznie się obwinia, że przy takich momentach w moim życiu go nie było, a obiecywał, że zawsze będzie przy mnie. Ma poczucie winy, ale to właściwie dobrze. Przynajmniej widać, że żałuje, że wyjechał z dnia na dzień i się nie odzywał.
Ostatnio moje życie kompletnie się wali, ale przecież raz jest źle to potem jest dobrze, prawda? Musze z kimś pogadać, dlatego umówiłam się z Kim. Zawsze jakoś bardziej nawiązywałam kontakty z chłopakami, nawet w czasie szkoły trzymałam się bardziej z nimi, ale miałam tam grono takich dobrych koleżanek, ale najwidoczniej zdawało mi się tylko to, bo gdy zaszłam w ciąże bardzo dużo osób się ode mnie odwróciło i to niby były te przyjaciółki? To były dwulicowe szmaty. Jedynie na takie określenie zasłużyły.
- Jestem w ciąży...- nagle zakomunikowała mi Kim po długiej rozmowie.
- Że co!? Jak to w ciąży!? - krzyknęłam zszokowana.
- Normalnie kurwa, nie wiesz jak się płodzi dzieci?- wstała wybuchając.
- Porozmawiajmy spokojnie, nie możesz się w takim razie denerwować. - zmieniłam ton głosu, a w środku się we mnie gotowało.
- Proszę Cię tylko nie mów nic nikomu, jak na razie. Niech nikt nie dowie się, że jestem w ciąży. Za jakiś czas sama wyjawię tą prawdę, ale nie teraz. Muszę doprowadzić swoje życie do porządku. - szepnęła.
- Jasne, możesz mi zaufać. Tylko kto jest ojcem? - zapytałam poprawiając się przy tym nerwowo na fotelu.
- Właśnie tu jest problem. Wiem kto jest ojcem, ale nie wiem gdzie on jest w tej chwili. Znam jego imię, mam jego numer, ale gdy zadzwoniłam i powiedziałam mu o ciąży wyśmiał mnie i powiedział, że się nie przyznaje do dziecka. Nie będzie płacił na te dziecko, ani nie będzie niańczył jego. Poznałam go na...na imprezie. Był taki czuły, słodki, prawdziwy dżentelmen, po prostu uległam. Żałuje tego, ale nic już nie zmienię. Nie chcę, aby ktokolwiek się dowiedział, bo wiem, że Alex by go zabił. Nie chce, aby wpakował się w kłopoty, rozumiesz mnie prawda? - pomachałam głową i lekko się uśmiechnęłam, żeby trochę rozluźnić napięcie. - Amanda..co ja mam zrobić? Jak moje życie będzie dalej wyglądało? Jestem jeszcze taka młoda, całe życie było przede mną,a teraz.. zmarnowałam je. Jedna głupia decyzja w życiu i marnujesz sobie życie. - dodała po chwili.
- Nie mów tak! Dziecko to coś cudownego. Sama mam dopiero 19 lat, jestem młoda, ale nie żałuje. Po prostu szybciej dorosłam i zaczęłam być odpowiedzialna. Nikomu przeważnie nie mówię o tym jak wyglądało moje życie przed zajściem w ciąże i po, ale Tobie opowiem. Tylko zachowaj to dla siebie. Zawsze byłam osobą towarzyską, nie miałam miliony znajomych, ale miałam dość dużą grupkę przyjaciół. Powiedzmy, że przyjaciół. Przynajmniej sobie tak to wmawiałam. Imprezowałam, piłam, paliłam, zdarzało mi się czasami zażyć jakieś narkotyki. Miałam takiego kumpla, całkiem przystojny, wysoki, po prostu był przystojny. Nie kochaliśmy się, ale strasznie nas do siebie ciągnęło. Moje życie wyglądało dalej tak samo, aż nie zaszłam w ciąże. Gdy się o tym dowiedziałam załamałam się, nie wiedziałam, co ze mną będzie. Myślałam, że ten chłopak pomoże mi, będę czuła, że mnie wspiera, a on co? Powiedział, że nie jest gotowy i wyjechał, tak po prostu. Hm, a rodzice? Nigdy nie akceptowali mojego stylu, życia, ale mieli wywalone na to. Liczyło się tylko to, abym miała dobre oceny, a nigdy nie miałam problemów w nauce, więc się cieszyli, a resztę ich mało interesowało. Gdy się dowiedzieli, że jestem w ciąży to.. mama mnie zwyzywała, że się puszczam, ale przeprosiła mnie za to i wspierała, a tato to samo. Wspierali mnie(...)- opowiedziałam jej całą moją historie.
- Boże.. na prawdę uprawiałaś sex za pieniądze? I Justin był w stosunku Ciebie taki okrutny? Znam go od dziecka. On kiedyś taki nie był, był czuły, opiekuńczy, ale od kąt... Przepraszam nie powinnam Ci tego mówić. Muszę już iść, zasiedziałam się. - zmieszana wstała i już szła w stronę drzwi. O co chodzi? Co się stało, że się tak zmienił? Miałam milion pytań w głowie.
- Czekaj. Opowiedz mi o tym, chce to wiedzieć. - zatrzymałam Kim i złapałam za ramie, bo chciała mnie minąć i wyjść.
- Nie mogę, przepraszam. Musicie sami to sobie wyjaśnić.- powiedziała i wyszła.
- Masz szczęście. Osoba, która właśnie dzwoni uratowała Ci życie. - wybuchliśmy śmiechem na to, a on mnie wtedy puścił, abym mogła pójść do drzwi.
Podeszłam do lustra wiszącego koło drzwi poprawiłam włosy, które były w nieładzie i otworzyłam drzwi.
- Ryan...- szepnęłam i stałam zamurowana. Nagle zrobiło mi się słabo i dalej co widziałam to była ciemność.
- Jestem w ciąży...- nagle zakomunikowała mi Kim po długiej rozmowie.
- Że co!? Jak to w ciąży!? - krzyknęłam zszokowana.
- Normalnie kurwa, nie wiesz jak się płodzi dzieci?- wstała wybuchając.
- Porozmawiajmy spokojnie, nie możesz się w takim razie denerwować. - zmieniłam ton głosu, a w środku się we mnie gotowało.
***
- Jasne, możesz mi zaufać. Tylko kto jest ojcem? - zapytałam poprawiając się przy tym nerwowo na fotelu.
- Właśnie tu jest problem. Wiem kto jest ojcem, ale nie wiem gdzie on jest w tej chwili. Znam jego imię, mam jego numer, ale gdy zadzwoniłam i powiedziałam mu o ciąży wyśmiał mnie i powiedział, że się nie przyznaje do dziecka. Nie będzie płacił na te dziecko, ani nie będzie niańczył jego. Poznałam go na...na imprezie. Był taki czuły, słodki, prawdziwy dżentelmen, po prostu uległam. Żałuje tego, ale nic już nie zmienię. Nie chcę, aby ktokolwiek się dowiedział, bo wiem, że Alex by go zabił. Nie chce, aby wpakował się w kłopoty, rozumiesz mnie prawda? - pomachałam głową i lekko się uśmiechnęłam, żeby trochę rozluźnić napięcie. - Amanda..co ja mam zrobić? Jak moje życie będzie dalej wyglądało? Jestem jeszcze taka młoda, całe życie było przede mną,a teraz.. zmarnowałam je. Jedna głupia decyzja w życiu i marnujesz sobie życie. - dodała po chwili.
- Nie mów tak! Dziecko to coś cudownego. Sama mam dopiero 19 lat, jestem młoda, ale nie żałuje. Po prostu szybciej dorosłam i zaczęłam być odpowiedzialna. Nikomu przeważnie nie mówię o tym jak wyglądało moje życie przed zajściem w ciąże i po, ale Tobie opowiem. Tylko zachowaj to dla siebie. Zawsze byłam osobą towarzyską, nie miałam miliony znajomych, ale miałam dość dużą grupkę przyjaciół. Powiedzmy, że przyjaciół. Przynajmniej sobie tak to wmawiałam. Imprezowałam, piłam, paliłam, zdarzało mi się czasami zażyć jakieś narkotyki. Miałam takiego kumpla, całkiem przystojny, wysoki, po prostu był przystojny. Nie kochaliśmy się, ale strasznie nas do siebie ciągnęło. Moje życie wyglądało dalej tak samo, aż nie zaszłam w ciąże. Gdy się o tym dowiedziałam załamałam się, nie wiedziałam, co ze mną będzie. Myślałam, że ten chłopak pomoże mi, będę czuła, że mnie wspiera, a on co? Powiedział, że nie jest gotowy i wyjechał, tak po prostu. Hm, a rodzice? Nigdy nie akceptowali mojego stylu, życia, ale mieli wywalone na to. Liczyło się tylko to, abym miała dobre oceny, a nigdy nie miałam problemów w nauce, więc się cieszyli, a resztę ich mało interesowało. Gdy się dowiedzieli, że jestem w ciąży to.. mama mnie zwyzywała, że się puszczam, ale przeprosiła mnie za to i wspierała, a tato to samo. Wspierali mnie(...)- opowiedziałam jej całą moją historie.
- Boże.. na prawdę uprawiałaś sex za pieniądze? I Justin był w stosunku Ciebie taki okrutny? Znam go od dziecka. On kiedyś taki nie był, był czuły, opiekuńczy, ale od kąt... Przepraszam nie powinnam Ci tego mówić. Muszę już iść, zasiedziałam się. - zmieszana wstała i już szła w stronę drzwi. O co chodzi? Co się stało, że się tak zmienił? Miałam milion pytań w głowie.
- Czekaj. Opowiedz mi o tym, chce to wiedzieć. - zatrzymałam Kim i złapałam za ramie, bo chciała mnie minąć i wyjść.
- Nie mogę, przepraszam. Musicie sami to sobie wyjaśnić.- powiedziała i wyszła.
*Dwa dni później*
Moje życie w końcu zaczyna się chyba układać. Zero kłótni z Justinem, wspaniały kontakt z Johnem, Kim oraz Alexem. To jest trójka moich przyjaciół, na których mogę przeważnie liczyć, a Justin kim jest dla mnie? Byłym szefem, człowiekiem, który mnie poniżał. Teraz mieszkamy razem, rozmawiamy o głupotach, jest po prostu dobrym kolegą. Zmienił się i to doceniam, ale nigdy nie będzie nawet przyjacielem. Zbyt duży mam do niego dystans. Każdy mówi NIGDY NIE MÓW NIGDY, ale nie zawsze jest to prawdą. Moje rozmyślenia przerwał Alex dźgając mnie w brzuch.
- Ała! - zrobiłam skrzywioną minę, a on roześmiał się. - No co? - dodałam.
- Jak oglądamy film to oglądamy, a nie myślimy. Twoja mina była bezcenna. - ponownie roześmiał się, na co ja zaczęłam go dźgać mocno w brzuch.
- Ooo przegięłaś panienko.- uśmiechnął się i zaczął mnie łaskotać.
- Stoop, Alex przestań! -krzyczałam. Miałam szczęście, że Justin zabrał Zacka do Kim, bo przez moje krzyki Zack mógłby się przestraszyć. Bieber chciał pogadać z dziewczyną, a przy okazji chciał, abym trochę odpoczęła i wziął malca, miło z jego strony. Nagle usłyszeliśmy dźwięk dzwona do drzwi. - Masz szczęście. Osoba, która właśnie dzwoni uratowała Ci życie. - wybuchliśmy śmiechem na to, a on mnie wtedy puścił, abym mogła pójść do drzwi.
Podeszłam do lustra wiszącego koło drzwi poprawiłam włosy, które były w nieładzie i otworzyłam drzwi.
- Ryan...- szepnęłam i stałam zamurowana. Nagle zrobiło mi się słabo i dalej co widziałam to była ciemność.
Czytasz=Komentujesz
Ps. O konkursie jednak poinformuje was w następnym rozdziale.
Kim jest Ryan? O tym dowiecie się w następnym rozdziale :)
Warto zajrzeć do zakładki BOHATEROWIE♥
Kim jest Ryan? O tym dowiecie się w następnym rozdziale :)
Warto zajrzeć do zakładki BOHATEROWIE♥
sobota, 28 lutego 2015
Rozdział 12 "Synu, czy to dziewczyna dla Ciebie?"
Pocałunek nie trwał dłużej niż trzydzieści sekund. Przerwałam to.
- Co Ty robisz!? - wykrzyczałam mu w twarz.
- Ym...przepraszam. Nie powinno się to wydarzyć. Zapomnijmy o tym. Gotowa?- zmieszany zmienił temat. Widać, że było mu głupio, mi też jest głupio, że w ogóle do czegoś takiego doszło.
- Tak.. chodźmy już. - powiedziałam szybko próbując nie myśleć o tym co wydarzyło się minutę temu.
Droga minęła nam w ciszy, zauważyłam, że jednak nie tylko ja się denerwuje. Chłopak poinformował mnie, że za moment dojedziemy. Bałam się, a raczej stresowałam się, czy polubi mnie jego mama. To chore, bo jest to związek na umowę-fałszywy, ale i tak jest to stresujące. Zagadałam do Biebera, jak mam się zachować, on tylko stwierdził BĄDŹ SOBĄ. Gdy tylko wjechaliśmy za ozdobną bramę wiedziałam, że jesteśmy na miejscu. Moje serce od razu zaczęło szybciej bić, jakby chciało wyskoczyć.
- Ej, mała. Zachowuj się, jak zawsze, a na pewno zrobisz dobre wrażenie. Uśmiechnij się, wejdź do środka, przywitaj się i pokaż jaka jesteś cudowna.- powiedział chłopak obdarowując mnie swym śnieżnobiałym uśmiechem.
Stojąc przed drzwiami szybko wzięłam głęboki wdech i wydech i weszłam wraz z chłopakami. Zack na szczęście spał, więc nie było problemu. Widać było, że szatyn czuł się, jak w domu, bo nawet nie zapukał, a wszedł na pełnym luzie. Gdy weszliśmy wgłąb domu Justin odezwał się.
- Gotowa na poznanie mamuśki?- puścił mi oczko, a ja tylko kiwnęłam głową. -Mamo! Jesteśmy. - krzyknął po chwili, a zaraz pojawiła się kobieta średniego wzrostu, o pięknych kasztanowych włosach, pełna uśmiechu na twarzy. Przywitałam się, po czym przedstawiłam się.
- Zapraszam do środka. - powiedziała melodycznym głosem.
***
Byliśmy już tu ponad pół godziny. Zajadaliśmy smaczną kolację, siostra Jussa była strasznie nie śmiała, a Jaxon wręcz przeciwnie. Z Pattie rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Przepytała nas o nasz "związek", na szczęście wszystko poszło według planu. Bieber zaniósł mojego synka do jednego z pokoi, który był dość blisko od pomieszczenia, w którym byliśmy, więc słyszałabym kiedy się obudzi.
- Justin, a jak mam mówić do Twojej dziewczyny? - szepnęła dziewczynka do bruneta na ucho, aż się uśmiechnęłam.
- No to zapytaj jej, ale myślę, że pozwoli Ci mówić po imieniu. - zaśmiał się i puścił mi oczko.
- Wstydzę się. - powiedziała.
- Jazzy... choć do mnie. - uśmiechnęłam się do niej szczerze. Niepewnie podeszła do mnie, a ja wzięłam ją na kolana.
- Możesz mówić do mnie po prostu Amanda, albo jakkolwiek chcesz. - blondynka od razu uśmiechnęła się i dała mi buziaka w policzek, aż się zdziwiłam.
- Ekhe... a dla swojego kochanego braciszka już księżniczka nie da buziaka? - szatyn udał obrażonego, po czym każdy zaczął się śmiać. Dziewczynka zeskoczyła z moich kolan i podbiegła do chłopaka.
- Amanda, a pobawisz się ze mną? - krzyknął Jaxon rozbawiony. Szybko się zgodziłam i poszłam z nim.
Malec zaproponował, żebyśmy pograli w jedną z jego ulubionych gier, nie było problemu, bo kiedyś już grałam w nią z synem mojej koleżanki. Gra mijała nam bardzo wesoło, aż usłyszałam swoje imię. Zaczęłam się przysłuchiwać temu, co tak przykuło moją uwagę. To co usłyszałam, aż mnie zaskoczyło.
- Synu, czy to dziewczyna dla Ciebie? Ona już ma dziecko, które nie jest Twoje. Myślę, że zbyt szybko podjąłeś decyzje, co do zaręczyn z Amandą.. Zastanów się dobrze, na co się szykujesz i na życie z kim.- powiedziała dość poważnie kobieta.
- Mamo! To że nie jest to moje dziecko, to nic nie oznacza! Ojcem jest ten kto wychowuje dziecko, a nie ten, co spłodził to maleństwo! Nie... nie za szybko, a we właściwym momencie. Razem z Amandą zmieniamy się na dobre z dnia na dzień. Bycie razem nam służy. Mamo, ja po prostu cholernie ją kocham. Zdecydowałem już. Będę z nią, jak długo nam będzie wychodzić, a jak nie będzie, to będę starał się to naprawić.- opowiedział zdenerwowany chłopak.
- No dobrze... życzę wam szczęścia w takim razie. Muszę ją po prostu poznać. - powiedziała już Patty już milszym głosem.
Siedzieliśmy wszyscy przy stole, nie powiem, że mnie nie zasmuciło, to co powiedziała kobieta, lecz, to co powiedział Justin mnie mile zaskoczyło, aż pojawił się uśmiech na mojej twarzy, choć wiem, ze jest to wszystko kłamstwem to stwierdzam, że jest dobrym aktorem. Udaje, że nic nie słyszałam, ale mam nadzieję, że szatyn mi powie o tej rozmowie. Jest już dość późno, więc zamierzamy się zbierać za jakąś godzinę. Gdy Zack wstał dzieciaki od razu zaczęli do niego podchodzić i 'bawić się', aż malec nie zaczął płakać. Wzięłam syna na ręce i wyszłam do pokoju obok. Po jakimś czasie dziecko było już przewinięte i najedzone. Wiedziałam już, że była to pora już na spanie, więc ponosiłam go trochę, a już po chwili spał smacznie.
*Perspektywa Justina*
Cała ta kolacja była świetna, lecz ta rozmowa z matką, nie była to jedna z tych najmilszych. Dawno nie widziałem swojej rodziny, muszę to zmienić, moja rodzicielka i rodzeństwo potrzebują spędzać trochę więcej czasu ze mną, więc zamierzam zrobić tak, aby tak się udało. Z moim rozmyśleń wyrwał mnie Jaxon, kiedy do pomieszczenia weszła 'moja narzeczona'.
- Justin...a Ty kochasz Amandę?- o cholera... zaskoczył mnie tym.
- No jasne bracie, jakbym jej nie kochał to bym z nią nie był.- uśmiechnąłem się.
- A Ty Justina?- spojrzał chłopiec w stronę dziewczyny.
- Bardzo mocno go kocham skarbie. - uśmiechnęła się i zerknęła na mnie.
- Będziecie już na zawsze ze sobą?- podskoczył uradowany.
- Mamy nadzieje, że tak.- zabrała głos Amanda.
- Amanda, Jazmyn, mama to są moje kochane księżniczki, które bardzo bardzo kocham.-zaśmiałem się.
***
Byliśmy już na szczęście w swoim domu, ten wieczór strasznie mnie wymęczył. Nie lubię okłamywać swojej matki, ale co zrobić..Brunetka właśnie brała prysznic, wiec ja położyłem się i czekałem na nią, by z nią porozmawiać o dzisiejszym zdarzeniu. Nagle wydobył się dźwięk z torebki dziewczyny, mógłbym go odebrać, ale...
- Amanda! Telefon dzwoni!- krzyknąłem.
- Już idę. - powiedziała dziewczyna.
Wyszła po paru sekundach z łazienki, była cała mokra, krople wody spływały po jej ciele. Jej ciało było owinięte białym ręcznikiem, który ledwo zakrywał jej tyłek. Podbiegła do torby, a ja nie mogłem oderwać wzroku od jej pięknego ciała. Schyliła się do torby, która stała koło szafki nocnej. Od razu mój wzrok zjechał z twarzy na jej dekolt. Odebrała i wyszła znów do łazienki.
Przyszła po dość długiej chwili, czyli po pół godziny, jak nie dłużej. Jej twarz wyglądała, jakby zobaczyła ducha.
- Zadzwonił John..
Przepraszam za tą długą przerwę, która trwała prawie dwa miesiące. Wyjaśnie krótko, problemy rodzinne, a później staranie się o dobre oceny. Następny rozdział za tydzień :)) Ktoś tu jeszcze zagląda?
Chcecie jakiś konkurs? Planuje taki zrobić i poinformuje was o nim w następnym rozdziale :) Proszę, żeby każdy zostawił pod tym rozdziałem komentarz.
Możecie się ze mną kontaktować na:
ASK
TT
GG-53125308
- Ej, mała. Zachowuj się, jak zawsze, a na pewno zrobisz dobre wrażenie. Uśmiechnij się, wejdź do środka, przywitaj się i pokaż jaka jesteś cudowna.- powiedział chłopak obdarowując mnie swym śnieżnobiałym uśmiechem.
Stojąc przed drzwiami szybko wzięłam głęboki wdech i wydech i weszłam wraz z chłopakami. Zack na szczęście spał, więc nie było problemu. Widać było, że szatyn czuł się, jak w domu, bo nawet nie zapukał, a wszedł na pełnym luzie. Gdy weszliśmy wgłąb domu Justin odezwał się.
- Gotowa na poznanie mamuśki?- puścił mi oczko, a ja tylko kiwnęłam głową. -Mamo! Jesteśmy. - krzyknął po chwili, a zaraz pojawiła się kobieta średniego wzrostu, o pięknych kasztanowych włosach, pełna uśmiechu na twarzy. Przywitałam się, po czym przedstawiłam się.
- Zapraszam do środka. - powiedziała melodycznym głosem.
***
Byliśmy już tu ponad pół godziny. Zajadaliśmy smaczną kolację, siostra Jussa była strasznie nie śmiała, a Jaxon wręcz przeciwnie. Z Pattie rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Przepytała nas o nasz "związek", na szczęście wszystko poszło według planu. Bieber zaniósł mojego synka do jednego z pokoi, który był dość blisko od pomieszczenia, w którym byliśmy, więc słyszałabym kiedy się obudzi.
- Justin, a jak mam mówić do Twojej dziewczyny? - szepnęła dziewczynka do bruneta na ucho, aż się uśmiechnęłam.
- No to zapytaj jej, ale myślę, że pozwoli Ci mówić po imieniu. - zaśmiał się i puścił mi oczko.
- Wstydzę się. - powiedziała.
- Jazzy... choć do mnie. - uśmiechnęłam się do niej szczerze. Niepewnie podeszła do mnie, a ja wzięłam ją na kolana.
- Możesz mówić do mnie po prostu Amanda, albo jakkolwiek chcesz. - blondynka od razu uśmiechnęła się i dała mi buziaka w policzek, aż się zdziwiłam.
- Ekhe... a dla swojego kochanego braciszka już księżniczka nie da buziaka? - szatyn udał obrażonego, po czym każdy zaczął się śmiać. Dziewczynka zeskoczyła z moich kolan i podbiegła do chłopaka.
- Amanda, a pobawisz się ze mną? - krzyknął Jaxon rozbawiony. Szybko się zgodziłam i poszłam z nim.
Malec zaproponował, żebyśmy pograli w jedną z jego ulubionych gier, nie było problemu, bo kiedyś już grałam w nią z synem mojej koleżanki. Gra mijała nam bardzo wesoło, aż usłyszałam swoje imię. Zaczęłam się przysłuchiwać temu, co tak przykuło moją uwagę. To co usłyszałam, aż mnie zaskoczyło.
- Synu, czy to dziewczyna dla Ciebie? Ona już ma dziecko, które nie jest Twoje. Myślę, że zbyt szybko podjąłeś decyzje, co do zaręczyn z Amandą.. Zastanów się dobrze, na co się szykujesz i na życie z kim.- powiedziała dość poważnie kobieta.
- Mamo! To że nie jest to moje dziecko, to nic nie oznacza! Ojcem jest ten kto wychowuje dziecko, a nie ten, co spłodził to maleństwo! Nie... nie za szybko, a we właściwym momencie. Razem z Amandą zmieniamy się na dobre z dnia na dzień. Bycie razem nam służy. Mamo, ja po prostu cholernie ją kocham. Zdecydowałem już. Będę z nią, jak długo nam będzie wychodzić, a jak nie będzie, to będę starał się to naprawić.- opowiedział zdenerwowany chłopak.
- No dobrze... życzę wam szczęścia w takim razie. Muszę ją po prostu poznać. - powiedziała już Patty już milszym głosem.
Siedzieliśmy wszyscy przy stole, nie powiem, że mnie nie zasmuciło, to co powiedziała kobieta, lecz, to co powiedział Justin mnie mile zaskoczyło, aż pojawił się uśmiech na mojej twarzy, choć wiem, ze jest to wszystko kłamstwem to stwierdzam, że jest dobrym aktorem. Udaje, że nic nie słyszałam, ale mam nadzieję, że szatyn mi powie o tej rozmowie. Jest już dość późno, więc zamierzamy się zbierać za jakąś godzinę. Gdy Zack wstał dzieciaki od razu zaczęli do niego podchodzić i 'bawić się', aż malec nie zaczął płakać. Wzięłam syna na ręce i wyszłam do pokoju obok. Po jakimś czasie dziecko było już przewinięte i najedzone. Wiedziałam już, że była to pora już na spanie, więc ponosiłam go trochę, a już po chwili spał smacznie.
*Perspektywa Justina*
Cała ta kolacja była świetna, lecz ta rozmowa z matką, nie była to jedna z tych najmilszych. Dawno nie widziałem swojej rodziny, muszę to zmienić, moja rodzicielka i rodzeństwo potrzebują spędzać trochę więcej czasu ze mną, więc zamierzam zrobić tak, aby tak się udało. Z moim rozmyśleń wyrwał mnie Jaxon, kiedy do pomieszczenia weszła 'moja narzeczona'.
- Justin...a Ty kochasz Amandę?- o cholera... zaskoczył mnie tym.
- No jasne bracie, jakbym jej nie kochał to bym z nią nie był.- uśmiechnąłem się.
- A Ty Justina?- spojrzał chłopiec w stronę dziewczyny.
- Bardzo mocno go kocham skarbie. - uśmiechnęła się i zerknęła na mnie.
- Będziecie już na zawsze ze sobą?- podskoczył uradowany.
- Mamy nadzieje, że tak.- zabrała głos Amanda.
- Amanda, Jazmyn, mama to są moje kochane księżniczki, które bardzo bardzo kocham.-zaśmiałem się.
***
Byliśmy już na szczęście w swoim domu, ten wieczór strasznie mnie wymęczył. Nie lubię okłamywać swojej matki, ale co zrobić..Brunetka właśnie brała prysznic, wiec ja położyłem się i czekałem na nią, by z nią porozmawiać o dzisiejszym zdarzeniu. Nagle wydobył się dźwięk z torebki dziewczyny, mógłbym go odebrać, ale...
- Amanda! Telefon dzwoni!- krzyknąłem.
- Już idę. - powiedziała dziewczyna.
Wyszła po paru sekundach z łazienki, była cała mokra, krople wody spływały po jej ciele. Jej ciało było owinięte białym ręcznikiem, który ledwo zakrywał jej tyłek. Podbiegła do torby, a ja nie mogłem oderwać wzroku od jej pięknego ciała. Schyliła się do torby, która stała koło szafki nocnej. Od razu mój wzrok zjechał z twarzy na jej dekolt. Odebrała i wyszła znów do łazienki.
Przyszła po dość długiej chwili, czyli po pół godziny, jak nie dłużej. Jej twarz wyglądała, jakby zobaczyła ducha.
- Zadzwonił John..
Przepraszam za tą długą przerwę, która trwała prawie dwa miesiące. Wyjaśnie krótko, problemy rodzinne, a później staranie się o dobre oceny. Następny rozdział za tydzień :)) Ktoś tu jeszcze zagląda?
Chcecie jakiś konkurs? Planuje taki zrobić i poinformuje was o nim w następnym rozdziale :) Proszę, żeby każdy zostawił pod tym rozdziałem komentarz.
Możecie się ze mną kontaktować na:
ASK
TT
GG-53125308
piątek, 2 stycznia 2015
Rozdział 11 "Co? Znów chcesz mnie uderzyć?"
- Myślałam, że się zmieniłeś...- szepnęłam i złapałam się za policzek. Łzy samowolnie zaczęły płynąć...
- A ja kurwa myślałem, że jesteś święta... ups oboje się rozczarowaliśmy.- zaśmiał się gorzko.
On ma dwie osobowości. Pierwsza: czuły, opiekuńczy, radosny, pełen życia, chwytający każdą chwile z życia, itd. Druga: cham, prostak, bez uczuć, krzywdzący innych, nie liczących się z innymi, zgorzkniały idiota, itd. Tą pierwszą pokochać da się, a ta druga równa się z cierpieniem. Bieber...hmm on nie jest facetem, którego nie da się kochać.
*Perspektywa Justina*
Wkurwia mnie Amanda, czy musiała pojawić się w moim życiu? Zasłużyła na to, żebym ją uderzył. Zrobiłbym to drugi raz, ale ledwo stoję w miejscu, więc nie podejdę do niej. Cholera, że musiała odsunąć się ode mnie. Powinien ją ktoś tak stłuc, że byłaby nie przytomna! Może czegoś by się nauczyła.
Oo kurde...w głowie coś zaczęło mi się kręcić. Musiałem złapać się ściany, aby nie upaść. Tej jeszcze zachciało się gadać... ja pierdole, nie widzi w jakim jestem stanie? Nie chce rozmawiać!
-Chciałam Cię poinformować, że powoli zakochiwałam się w Tobie. Zniszczyłeś to. Zaczęłam coś do Ciebie czuć, do twojej tej milszej osobowości nie do tej jaką masz teraz. KOCHAM CIĘ....- nie jestem pewien, czy dobrze usłyszałem. Ona mnie kocha?
***
Obudziłem się na podłodze w salonie...co ja tu robię do jasnej cholery? Nic nie pamiętam.. ostatnią rzecz jaką kojarzę to bar i śliczną blondyneczkę stojącą za ladą. Nie, nie, nie... pamiętam słowa Amandy jeszcze, ale co ona tam robiła? Powiedziała "KOCHAM CIĘ" o kurwa....więcej nie pije!
-Amanda! Amanada! Choć tu!- krzyknąłem, a ona wyszła z kuchni z wielkim siniakiem na policzku.
- Co? Znów chcesz mnie uderzyć? - zapytała sucho, jak nie ona.
- Ja Cię nie uderzyłem...- powiedziałem nie pewnie, bo przecież tego nie zrobiłem, co nie?
- Nie wcale...sama sobie nabiłam. - nigdy ze mną tak nie rozmawiała... boże, co ja zrobiłem...
- Ja nic nie pamiętam... na prawdę. -szepnąłem, a ona po chwili mi wszystko opowiedziała. Byłem w wielkim szoku, co ja narobiłem!? Jestem zwykłym pieprzonym sukinsynem...
- Nic, a nic? Hyh? - zaśmiała się gorzko.
- Pamiętam jedno... powiedziałaś do mnie, że mnie kochasz. - powiedziałem próbując sobie coś jeszcze przypomnieć.
- Co!? Takiej sytuacji nie było. Nigdy nic nie czułam do Ciebie, albo nie.. czuję, ale wiesz co? Nienawiść. Justin... to koniec. Chcę zerwać z Tobą wszelkie kontakty. Nie zamierzam również znów pracować u Ciebie w klubie. Nie musisz przelewać mi żadnych pieniędzy, bo przez moją depresje nie rozwinęliśmy Twojego planu. Po resztę rzeczy przyjadę jutro. Po prostu żegnaj...- powiedziała cicho i weszła do kuchni. Spakowała się, ona się spakowała...Wyniosła jedną małą walizkę i dziecko na rękach.
Odeszła. Zrobiłem jakąś głupotę, której nawet nie pamiętam i zostałem sam. Przyzwyczaiłem się do mieszkania z kimś. Radość z życia codziennego z Amandą i Zackiem, który swoją obecnością wywoływał uśmiech na twarzy. Wszystko prawie było idealnie, jak tu nie tęsknić? Mieszkasz z kimś dłuższy czas i nagle pusto w domu, jak się byście czuli?
Dzwonię, piszę, przychodzę do niej pod dom, aby dała mi tylko szansę porozmawiać, jak mogę zostać powiedzmy, że ukarany, gdyż nie pamiętam tego? No jak!? Dziś w końcu odebrała.. minął tydzień od jej wyprowadzki i nie zabrała jeszcze swoich rzeczy. Poinformowała, że przyjedzie i tyle. Stanowcza jest... nigdy taka nie była. Zmieniam ją i to cholernie. Dobrze, że przyjedzie wtedy spróbuje z nią porozmawiać. Przeproszę ją choć tego nie pamiętam.
***
- Amanda... więc co? Sama widzisz, że za cholerę nic nie pamiętam, zależy mi na tym, żebyśmy kontynuowali układ, bo zmieniasz mnie na lepszego człowieka. Nie jest łatwo zmienić się oraz wszystkie swoje nawyki, ale staram się. - powiedziałem z nadzieją, że mi wybaczy.
- Nie zapomnę tego. Rozumiesz, że mnie to boli, że upokarzasz mnie!-krzyknęła, a Zack obudził się przez jej krzyki.
- Daj mi go, zaraz dokończymy rozmowę. - wziąłem go z nosidełka i zaniosłem do jego pokoiku i próbowałem uśpić go. Myślałem, że dziewczyna nie zgodzi się, abym go wziął, a jednak... Nie minęło nawet dziesięć minut i usnął. Wyszedłem po cichu z pokoiku i poszedłem do niebieskookiej.
- Zasnął? Skąd masz taki dobry kontakt z dziećmi? I umiesz się nimi zajmować? - zapytała zszokowana.
- Mam młodsze rodzeństwo. Zajmowałem się nimi bardzo często, jak mieszkałem z mamą. Ojciec wyprowadził się do innej kobiety. No i od dziesięciu lat nie widziałem go, więc wtedy chciałem pomóc mamie jak najbardziej potrafiłem. Mogłabyś ich poznać. Chcesz? Mama myśli, że mam NADAL narzeczoną i chciała Cię poznać. Zapraszała dziś na kolację, pójdziesz? - zapytałem.
- Och... okej. Pójdę. Tylko pamiętaj... daję Ci szansę, bo rozumiem, że nie pamiętasz nic, ale ja i tak tego nie zapomnę. O której kolacja? No i opowiedz jeszcze coś o sobie.- uśmiechnęła się lekko.
- Dzięki za szansę, ważne jest to dla mnie, że ufasz mi. Hmm no okej, więc od czego tu zacząć. Opowiem Ci o swoim rodzeństwie. Jaxon jest najmłodszy z rodzeństwa ma pięć lat, a Jazmyn ma sześć lat. Oni są bardzo ważni dla mnie, mógłbym oddać życie za nich. Mam bardzo dobry kontakt z nimi. Czekaj, czekaj. pokażę Ci zdjęcia.- wyjąłem telefon i pokazałem.
- Jak słodko. Kim? - zapytała Amanda patrząc na jedne ze zdjęć.
- Tak. Zna moją rodzinę od dziecka. I ma również dobry kontakt z dzieciakami.- kurczę.. dużo już jej powiedziałem o sobie.
- A jeżeli mnie nikt z Twojej rodziny nie polubi? - widać, że się bała...
- Polubią nie wymyślaj! Dobra będę dalej mówił. Mama- Pattie. Jest miłą, skromną kobietą. Strasznie dużo w życiu przeżyła, jest wyrozumiała, lecz stanowcza. Lubi nawiązywać nowe kontakty, ale jeżeli ktoś jej podpadnie to nie ma zmiłuj nie będzie miła dla tej osoby. Martwi się o wszystkich, dalej uważa mnie za małe dziecko, a uwierz jest to wkurzające.- zaśmiała się Amanda, a ja wraz z nią.- Hmm, co jeszcze. Ma trzydzieści dziewięć lat, rozwiodła się z ojcem wieki temu. O nim akurat nie ma, co mówić, więc przejdźmy do dziadków. Kochani są i tyle, być może będą na kolacji.
*Perspektywa Amandy*
Rozmawiam z Bieberem od dobrych trzech godzin, opowiedział mi o swojej rodzinie, lecz o sobie nic... muszę z niego to wyciągnąć. Boję się iść na tą kolację, ale pójdę. Nie powiem, że gdy pokazał mi zdjęcie Kim z Jaxonem, który jest śliczny i mówił, że jego matka bardzo ją lubi to trochę byłam zazdrosna. Głupia jestem, nie wiem, czemu tak myślę. No cóż idę i to się liczy, wybaczyłam mu i cieszę się z mojej decyzji. Tylko jej kłopot, bo nie mam prezentu. Będę musiała coś kupić po drodze dla Pattie i dzieci.
Wkurzyłam się, że dopiero parę godzin temu dowiedziałam się o kolacji, bo nie wiedziałam w co się ubrać. W ostateczności wybrałam spódnicę i koszulę. Wykonałam makijaż i już po dwóch godzinach byłam gotowa.
Poszłam jeszcze ubrać Zacka w spodnie koloru ciemnego niebieskiego i do tego białą bluzeczkę. Byliśmy gotowi, tylko czekaliśmy na Justina. Cieszę się, że zostawiłam tu większość rzeczy. Butelkę, smoczki, ubrania, kosmetyki,pampersy, bo musiałabym wracać do siebie zapakować te najważniejsze rzeczy i ubrać się.
-Gotowy!?- krzyknęłam.
- Tak, schodzę za moment.- krzyknął i po chwili stał obok mnie.
- Kurdę! Nie wzięłam torby z rzeczami Zacka, bo wiesz... trzeba będzie go nakarmić, przewinąć. Czekaj.- powiedziałam szybko i wbiegłam po schodach. Wzięłam torbę i zbiegłam szybko i na ostatnich schodkach potknęłam się i Bieber w samą porę mnie złapał. - Dzięki-szepnęłam speszona, staliśmy bardzo blisko siebie.
- Ależ nic się nie stało- uśmiechną się i złączył nasze usta razem...
No hej! Już jest rok 2015, pierwszy rozdział w tym roku :)
Życzę wam, aby wszystkie wasze postanowienia wypaliły no i szczęścia!
Jak tam po sylwestrze?U mnie mega♥
Hmm, co do rozdziału no to, jak zawsze mam nadzieję, że podoba się :D
Dziś tak krótko, miłego czytania♥ Rozdział nie sprawdzany, więc przepraszam za jakiekolwiek błędy.
Ps. Rozdział za dwa tygodnie :) Dziękuje za te komentarze pod ostatnim rozdziałem. Mam nadzieję, że pod tym będzie tak samo, a nawet lepiej :)
Do zobaczenia♥
*Perspektywa Justina*
Wkurwia mnie Amanda, czy musiała pojawić się w moim życiu? Zasłużyła na to, żebym ją uderzył. Zrobiłbym to drugi raz, ale ledwo stoję w miejscu, więc nie podejdę do niej. Cholera, że musiała odsunąć się ode mnie. Powinien ją ktoś tak stłuc, że byłaby nie przytomna! Może czegoś by się nauczyła.
Oo kurde...w głowie coś zaczęło mi się kręcić. Musiałem złapać się ściany, aby nie upaść. Tej jeszcze zachciało się gadać... ja pierdole, nie widzi w jakim jestem stanie? Nie chce rozmawiać!
-Chciałam Cię poinformować, że powoli zakochiwałam się w Tobie. Zniszczyłeś to. Zaczęłam coś do Ciebie czuć, do twojej tej milszej osobowości nie do tej jaką masz teraz. KOCHAM CIĘ....- nie jestem pewien, czy dobrze usłyszałem. Ona mnie kocha?
***
Obudziłem się na podłodze w salonie...co ja tu robię do jasnej cholery? Nic nie pamiętam.. ostatnią rzecz jaką kojarzę to bar i śliczną blondyneczkę stojącą za ladą. Nie, nie, nie... pamiętam słowa Amandy jeszcze, ale co ona tam robiła? Powiedziała "KOCHAM CIĘ" o kurwa....więcej nie pije!
-Amanda! Amanada! Choć tu!- krzyknąłem, a ona wyszła z kuchni z wielkim siniakiem na policzku.
- Co? Znów chcesz mnie uderzyć? - zapytała sucho, jak nie ona.
- Ja Cię nie uderzyłem...- powiedziałem nie pewnie, bo przecież tego nie zrobiłem, co nie?
- Nie wcale...sama sobie nabiłam. - nigdy ze mną tak nie rozmawiała... boże, co ja zrobiłem...
- Ja nic nie pamiętam... na prawdę. -szepnąłem, a ona po chwili mi wszystko opowiedziała. Byłem w wielkim szoku, co ja narobiłem!? Jestem zwykłym pieprzonym sukinsynem...
- Nic, a nic? Hyh? - zaśmiała się gorzko.
- Pamiętam jedno... powiedziałaś do mnie, że mnie kochasz. - powiedziałem próbując sobie coś jeszcze przypomnieć.
- Co!? Takiej sytuacji nie było. Nigdy nic nie czułam do Ciebie, albo nie.. czuję, ale wiesz co? Nienawiść. Justin... to koniec. Chcę zerwać z Tobą wszelkie kontakty. Nie zamierzam również znów pracować u Ciebie w klubie. Nie musisz przelewać mi żadnych pieniędzy, bo przez moją depresje nie rozwinęliśmy Twojego planu. Po resztę rzeczy przyjadę jutro. Po prostu żegnaj...- powiedziała cicho i weszła do kuchni. Spakowała się, ona się spakowała...Wyniosła jedną małą walizkę i dziecko na rękach.
Odeszła. Zrobiłem jakąś głupotę, której nawet nie pamiętam i zostałem sam. Przyzwyczaiłem się do mieszkania z kimś. Radość z życia codziennego z Amandą i Zackiem, który swoją obecnością wywoływał uśmiech na twarzy. Wszystko prawie było idealnie, jak tu nie tęsknić? Mieszkasz z kimś dłuższy czas i nagle pusto w domu, jak się byście czuli?
Dzwonię, piszę, przychodzę do niej pod dom, aby dała mi tylko szansę porozmawiać, jak mogę zostać powiedzmy, że ukarany, gdyż nie pamiętam tego? No jak!? Dziś w końcu odebrała.. minął tydzień od jej wyprowadzki i nie zabrała jeszcze swoich rzeczy. Poinformowała, że przyjedzie i tyle. Stanowcza jest... nigdy taka nie była. Zmieniam ją i to cholernie. Dobrze, że przyjedzie wtedy spróbuje z nią porozmawiać. Przeproszę ją choć tego nie pamiętam.
***
- Amanda... więc co? Sama widzisz, że za cholerę nic nie pamiętam, zależy mi na tym, żebyśmy kontynuowali układ, bo zmieniasz mnie na lepszego człowieka. Nie jest łatwo zmienić się oraz wszystkie swoje nawyki, ale staram się. - powiedziałem z nadzieją, że mi wybaczy.
- Nie zapomnę tego. Rozumiesz, że mnie to boli, że upokarzasz mnie!-krzyknęła, a Zack obudził się przez jej krzyki.
- Daj mi go, zaraz dokończymy rozmowę. - wziąłem go z nosidełka i zaniosłem do jego pokoiku i próbowałem uśpić go. Myślałem, że dziewczyna nie zgodzi się, abym go wziął, a jednak... Nie minęło nawet dziesięć minut i usnął. Wyszedłem po cichu z pokoiku i poszedłem do niebieskookiej.
- Zasnął? Skąd masz taki dobry kontakt z dziećmi? I umiesz się nimi zajmować? - zapytała zszokowana.
- Mam młodsze rodzeństwo. Zajmowałem się nimi bardzo często, jak mieszkałem z mamą. Ojciec wyprowadził się do innej kobiety. No i od dziesięciu lat nie widziałem go, więc wtedy chciałem pomóc mamie jak najbardziej potrafiłem. Mogłabyś ich poznać. Chcesz? Mama myśli, że mam NADAL narzeczoną i chciała Cię poznać. Zapraszała dziś na kolację, pójdziesz? - zapytałem.
- Och... okej. Pójdę. Tylko pamiętaj... daję Ci szansę, bo rozumiem, że nie pamiętasz nic, ale ja i tak tego nie zapomnę. O której kolacja? No i opowiedz jeszcze coś o sobie.- uśmiechnęła się lekko.
- Dzięki za szansę, ważne jest to dla mnie, że ufasz mi. Hmm no okej, więc od czego tu zacząć. Opowiem Ci o swoim rodzeństwie. Jaxon jest najmłodszy z rodzeństwa ma pięć lat, a Jazmyn ma sześć lat. Oni są bardzo ważni dla mnie, mógłbym oddać życie za nich. Mam bardzo dobry kontakt z nimi. Czekaj, czekaj. pokażę Ci zdjęcia.- wyjąłem telefon i pokazałem.
- Jak słodko. Kim? - zapytała Amanda patrząc na jedne ze zdjęć.
- Tak. Zna moją rodzinę od dziecka. I ma również dobry kontakt z dzieciakami.- kurczę.. dużo już jej powiedziałem o sobie.
- A jeżeli mnie nikt z Twojej rodziny nie polubi? - widać, że się bała...
- Polubią nie wymyślaj! Dobra będę dalej mówił. Mama- Pattie. Jest miłą, skromną kobietą. Strasznie dużo w życiu przeżyła, jest wyrozumiała, lecz stanowcza. Lubi nawiązywać nowe kontakty, ale jeżeli ktoś jej podpadnie to nie ma zmiłuj nie będzie miła dla tej osoby. Martwi się o wszystkich, dalej uważa mnie za małe dziecko, a uwierz jest to wkurzające.- zaśmiała się Amanda, a ja wraz z nią.- Hmm, co jeszcze. Ma trzydzieści dziewięć lat, rozwiodła się z ojcem wieki temu. O nim akurat nie ma, co mówić, więc przejdźmy do dziadków. Kochani są i tyle, być może będą na kolacji.
*Perspektywa Amandy*
Rozmawiam z Bieberem od dobrych trzech godzin, opowiedział mi o swojej rodzinie, lecz o sobie nic... muszę z niego to wyciągnąć. Boję się iść na tą kolację, ale pójdę. Nie powiem, że gdy pokazał mi zdjęcie Kim z Jaxonem, który jest śliczny i mówił, że jego matka bardzo ją lubi to trochę byłam zazdrosna. Głupia jestem, nie wiem, czemu tak myślę. No cóż idę i to się liczy, wybaczyłam mu i cieszę się z mojej decyzji. Tylko jej kłopot, bo nie mam prezentu. Będę musiała coś kupić po drodze dla Pattie i dzieci.
Wkurzyłam się, że dopiero parę godzin temu dowiedziałam się o kolacji, bo nie wiedziałam w co się ubrać. W ostateczności wybrałam spódnicę i koszulę. Wykonałam makijaż i już po dwóch godzinach byłam gotowa.
Poszłam jeszcze ubrać Zacka w spodnie koloru ciemnego niebieskiego i do tego białą bluzeczkę. Byliśmy gotowi, tylko czekaliśmy na Justina. Cieszę się, że zostawiłam tu większość rzeczy. Butelkę, smoczki, ubrania, kosmetyki,pampersy, bo musiałabym wracać do siebie zapakować te najważniejsze rzeczy i ubrać się.
-Gotowy!?- krzyknęłam.
- Tak, schodzę za moment.- krzyknął i po chwili stał obok mnie.
- Kurdę! Nie wzięłam torby z rzeczami Zacka, bo wiesz... trzeba będzie go nakarmić, przewinąć. Czekaj.- powiedziałam szybko i wbiegłam po schodach. Wzięłam torbę i zbiegłam szybko i na ostatnich schodkach potknęłam się i Bieber w samą porę mnie złapał. - Dzięki-szepnęłam speszona, staliśmy bardzo blisko siebie.
- Ależ nic się nie stało- uśmiechną się i złączył nasze usta razem...
No hej! Już jest rok 2015, pierwszy rozdział w tym roku :)
Życzę wam, aby wszystkie wasze postanowienia wypaliły no i szczęścia!
Jak tam po sylwestrze?U mnie mega♥
Hmm, co do rozdziału no to, jak zawsze mam nadzieję, że podoba się :D
Dziś tak krótko, miłego czytania♥ Rozdział nie sprawdzany, więc przepraszam za jakiekolwiek błędy.
Ps. Rozdział za dwa tygodnie :) Dziękuje za te komentarze pod ostatnim rozdziałem. Mam nadzieję, że pod tym będzie tak samo, a nawet lepiej :)
Do zobaczenia♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)