niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział 14 "Nie chciałem od razu tego mówić..."

- Ryan...- szepnęłam i stałam zamurowana. Nagle zrobiło mi się słabo i dalej, co widziałam to była ciemność. 
  Poczułam, jak ktoś klepie mnie po policzku i ktoś do mnie mówi, dopiero po dłuższej chwili mogłam usłyszeć dokładnie, nade mną stał Alex. Chciałam otworzyć oczy, lecz było to dość ciężkie. Poleżałam tak jeszcze chwile i próbowałam wstać, ale mulat kazał mi leżeć. Gdzie on jest? Widziałam go...to nie może być prawda, bo przecież wyjechał nie chciał mnie i Zacka w swoim życiu, prawda?
- Gdzie ON jest...?- zaczęłam drżeć ze strachu. Po cholerę się tu pojawił!? Następna osoba chce mi namieszać w życiu? Pierwszo matka, a teraz, co on?!
- Wydarłem się na niego i zapytałem, co Ci zrobił, a on nie wiedział, co powiedzieć, więc kazałem mu spadać. Mam nadzieję, że nie jesteś zła...- pomógł mi wstać i usiąść na kanapę. 
Siedziałam i patrzyłam się w swoje dłonie, nerwowo nimi ruszając. Nie mogłam nic z siebie wydusić, byłam w szoku, silnym szoku. Wtuliłam się po chwili w Lefor, siedzieliśmy tak w ciszy dłuższą chwile, do póki się nie odezwał. 
- Kim był ten facet?- zapytał delikatnie, badając moją reakcje. 
- To był...był Ryan, chłopak, który jest ojcem Zacka. -szepnęłam. 
- Opowiesz mi coś o nim?- odparł Alex.
- To był mój dobry kumpel, nie byliśmy ze sobą, nic z tych rzeczy. Po prostu bardzo nas do siebie ciągnęło, co tu dużo opowiadać sypialiśmy ze sobą, chlaliśmy wódę, imprezowaliśmy, jak nic przyjaciele do kieliszka. W końcu nieoczekiwanie dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Nikomu pierwszo nic nie powiedziałam, tylko poszłam do niego z testem ciążowym. On wyśmiał mnie i powiedział, że to nie jego dziecko, potem stwierdził, że to jego, ale nie jest gotowy, może później będzie, ale nie teraz. Zniknął z mojego życia, w końcu zrozumiałam, że nie jest niczego wart. Pogodziłam się z tym, że ojcem mojego dziecka jest taki frajer. Tyle z mojej historii życia... nagle się teraz pojawia i nie wiem, o co chodzi. Byłam w szoku, jak go zobaczyłam. Myślałam, że już nigdy go nie zobaczę, przecież nawet nie prosiłam o alimenty, chciałam oderwać się od niego i swojej przeszłości. - powiedziałam dalej drżąc.
- Jest skończonym idiotą, nie wie, co stracił. - uśmiechnął się mulat. 


*Dwa dni później*

  Od ostatniej wizyty Ryana nie widziałam go, jakby zniknął, a to to on potrafi najlepiej. Może dał sobie spokój? Wystraszył się biedny chłopiec... 
Justin musiał wyjechać w ważnej sprawie, chodzi o jakieś tam interesy. Nie będzie go do jutrzejszego wieczoru, jeszcze nic mu nie mówiłam o Ryanie, ale przyjdzie odpowiedni moment, abym mu to powiedziała. Ostatnio jestem poddenerwowana, dlatego postanowiłam wyjść na spacer, aby się przewietrzyć i przemyśleć kilka spraw. 
    Otworzyłam drzwi do domu, wprowadziłam wózek do środka i zaczęłam się rozbierać. Dopiero, co rozebrałam się, a usłyszałam dzwonek do drzwi. Podeszłam dość szybko i je otworzyłam. Tylko nie on.
- Cześć, chce tylko porozmawiać. - szybko powiedział jasnowłosy przytrzymując ręką drzwi. Widocznie myślał, że zamknę mu je przed oczami. 
- Nie mamy o czym rozmawiać. - powiedziałam oschle, co on tu do cholery robi!?
- Mamy i musimy porozmawiać, mogę wejść? - zapytał. Nie wiem, czy dobrze robię, pozwalając mu wejść, ale muszę w końcu wszystko wyjaśnić, zbyt dużo jest niejasności. Wszedł do środka i od razu spojrzał na dziecko leżące wózku. 
- To mój syn? - powiedział lekko uśmiechając się. 
- Ojcem jest ten kto wychowuje dziecko, a nie ten człowiek, który tylko je zrobił. - spojrzałam na niego poważnie. Udał, że nie słyszał tego, co powiedziałam i spytał jeszcze raz, ehh.. - Tak to jest Twój syn. - odparłam. Złapał za rączkę malca, a on ścisnął brunetowi palec. Uśmiechnął się na ten widok, a ja tylko obserwowałam. Po pewnym czasie spojrzał na mnie i zaproponował, abyśmy usiedli i porozmawiali. 
- Amanda... postąpiłem żałośnie i żałuje tego, teraz jestem pewny, że jestem gotowy, aby wychowywać swojego syna. - powiedział powoli, jakby mówił do dziecka. 
- Co Ty do mnie mówisz człowieku!? Nagle Ci się przypomniało, że masz syna!? Odtrąciłeś to dziecko, wolałeś dalej szaleć zostawiając je! A teraz nagle wielka skrucha! Popatrz, jaki jesteś niezdecydowany, a dopiero później porozmiajmy! Może stworzymy cudowną kochającą się rodzinkę? - zaśmiałam się nerwowo. 
- Nie chciałem od razu tego mówić, ale dowiedziałem się parę dni temu, że jestem poważnie chory. 


Jest już dość późno, więc dziś krótko, ale to dlatego, że chciałabym wam złożyć życzenia i podziękować za tyle wyświetleń!♥
Z komentarzami widzę jest średnio, ale nie będę wam kolejny raz truła, żebyście napisały zdanie-kilka zdań na temat rozdziału, sami doskonale powinniście to wiedzieć :)
W każdym bądź razie dziękuje za te wyświetlenia, komentarze, obserwacje :* 
Następny rozdział niebawem.

Wesołych świąt wielkanocnych, smacznego jajka oraz mokrego dyngusa :p
              Spędźcie te święta w jak najlepszej atmosferze ♥♥♥

 ASK
  TT

 


 

6 komentarzy:

  1. Świetny ! Czekam na kolejny ! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za dupek. Jak on w ogóle śmie teraz przychodzić. Szkoda, że nie ma kto mu dupy skopać. Rozdział świetny <3
    gdzie-swiatlo-nie-zawsze-oznacza-dobo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam... czekam na next ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Wooo.. co to sie porobiło.. O.o
    Aż zżera mnie ciekawość jak na to zareaguje Justin.. ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. jak zwykle udany rozdział co innego moge napisac :/

    OdpowiedzUsuń