- No chyba już czas...- co Biebera do jasnej cholery napadło! Zostałam z nim sama.
- Normalny Ty jesteś!? Chłopak odprowadza mnie do domu, żeby nic mi się nie stało, martwi się o mnie, a Ty co!? Zachowujesz się, jak frajer! - krzyknęłam poirytowana jego zachowaniem.
- A Ty lepsza jesteś?! Nie ma nikogo w domu, a Ty już sobie kogoś do domu sprowadzasz! Czego mógłbym się spodziewać po dziwce...Pamiętaj, że podpisywałaś umowę, w której jest wyraźnie podkreślone, że nie masz prawa być z kimś innym, pieprzyć się z nim ani kręcić z innymi!- powiedział wkurzony, a mi zbierały się łzy w oczach...
- Przesadziłeś!...Wiem czego nie robić! Nic złego nie robiłam, jesteś największym błędem w moim życiu! Nie dość, że pracowałam u Ciebie to jeszcze zmusiłeś mnie do tego cholernego układu! Myśl zanim coś do kogoś powiesz, bo nie każdy ma stalową psychikę. To, że jesteś zwykłym idiotą, który nie ma szacunku do kobiet to wiem, przekonałam się, ale to właśnie Ty powinieneś czuć się okropnie, że traktujesz tak kobiety! Po pierwsze nie powinno się bić kobiet, poniżać ich, obrażać i wiele innych, a Ty dowartościowujesz się tym właśnie. Pamiętaj odwróci się to wobec Ciebie i nie będzie już tak kolorowo! Przesadzasz czasami, a nawet bardzo często...tylko szkoda, że przez takiego idiotę płaczę...- pobiegłam do swojej sypialni nawet nie zaszczycając go swoim wzrokiem.
Ostatnie dni uświadomiły mi, że lepiej się czuje. Nie jestem już w takim stanie jak wcześniej, ale tez nie jest znakomicie. Dalej czuję się źle z tym, co zrobiłam, ale pogodziłam się z tym. Została tylko sprawa z Bieberem. Po pójściu w stronę sypialni poszłam jeszcze wziąć prysznic i poszłam spać. Wstałam dwie godziny temu, ale boje się zejść na dół do kuchni, czy do salonu. Wiem, że on tam jest, a nie chce go widzieć. Wczoraj pod wpływem emocji powiedziałam to, co myślałam tylko, że zbyt ostro. Nie wiem ,co on na to... W nocy nie miał nawet czasu zareagować, bo wybiegłam, a dziś? Może zrobić wszystko, dlatego się boje. Boje się, że mnie uderzy, zwyzywa, zabije lub zrobi coś mojemu synowi. Wszystko się psuje, czy ja kiedyś wyjdę na prosto? Będzie kiedyś idealnie? Będę szczęśliwa? .Kiedy te piekło się skończy?
Powinnam pokazać mu, że nie obchodzi mnie do czego się posunie. Wyszłam z sypialni w tym, co spałam, czyli w koszulce zakrywającą ledwo tyłek. Skierowałam się w stronę kuchni no i niestety on tam był. Gdyby nigdy nic ominęłam go i zaczęłam przyrządzać śniadanie. Justin popatrzył się na mnie zszokowany moim zachowaniem, jak i zapewne ubiorem. Gdy przygotowałam już śniadanie usiadłam wygodnie do stołu i zaczęłam spożywać posiłek. Szatyn usiadł na przeciwko mnie i wpatrywał się we mnie. Udawałam, że nie zauważam go, ale nie on musiał zwrócić na siebie uwagę. Odchrząknął dość głośno. Popatrzyłam się na niego pytająco.
- Nie uważasz, że musimy coś przedyskutować? - powiedział poważnie.
- Ym.. nie, a powinniśmy? - uśmiechnęłam się sztucznie.
- No raczej. Nie udawaj kurwa głupiej, musimy pogadać. Nasz układ potrwa jeszcze długo, a przez ten czas powinniśmy się dogadywać. Jeżeli mamy do siebie coś to mamy to od razu obgadać, a nie tak, jak Ty po pijaku dopiero. - Huhu, poważnie dla kolegi zachciało się rozmawiać.
- Zacznijmy od tego, że nie byłam pijana. To, co miałam Ci do powodzenia powiedziałam wczoraj, wszystko było na poważnie. Chyba to zauważyłeś, choć wiesz, co? Wątpię, bo taki typ, jak Ty coś zrozumie. - Okej, chce wyjaśniać wszystko...niech ma.
- Ostro zaczynasz, ale okej. Mam do Ciebie pytanie, a mianowicie: czemu ja jeszcze nie usłyszałem z Twoich ust przekleństwa? A jeżeli już to nawet tego nie pamiętam? Za każdym razem kiedy Cię obrażałem, poniżałem, użyłem przemocy Ty nic nie zrobiłaś? - powiedział widocznie zaciekawiony.
- Ja nie przeklinam, a jeżeli już to bardzo rzadko. Po co miałabym się wysilać i przeklinać na Ciebie? Jeżeli Ty i tak tego do siebie nie weźmiesz? Sam się przyznałeś do tego, co robisz, jak zachowujesz się wobec kobiet, więc czemu tego nie zmienisz? Spróbuj choć przez miesiąc zachowywać się, jak prawdziwy mężczyzna, który ma szacunek do siebie i do innych. Zobacz, jak to jest.- mu trzeba wszystko uświadamiać jest, jak mały zagubiony chłopczyk.
- Jestem taki już po prostu. Dużo przeżyłem, otoczenie mnie zmieniło, co prawda umiem być opiekuńczy, martwić się o kogoś, ale bardzo rzadko, a jeżeli już to staram się tego nie pokazywać. Jeżeli taki, jaki jestem bym nie był to nikt by się mnie nie bał, a wtedy to bym się nie dorobił tego, co mam. Kocham władzę nad innymi i to się nie zmieni. Umówmy się, że tak, jak długo będę potrafił będę zachowywał się normalnie, ale też Ty nie prowokuj mnie. Nie sprowadzaj sobie do domu innych kolesi. Dziewczyno każdy ma uważać, że jestem o Ciebie zazdrosny, kocham Cię, a jeżeli będziesz z innymi flirtować to pomyślą sobie bóg wie, co o Tobie, Plus, że nie jesteś wierna. W takim razie przepraszam Cię za to wszystko od kąt spotkaliśmy się.- O proszę otworzył się trochę przede mną.
- Spróbuje zapomnieć o tym wszystkim, choć jak sam powinieneś się domyśleć nie jest to łatwe. Cieszę się, że to sobie wyjaśniliśmy. Opowiesz mi, o się stało w przeszłości, że tak się zachowujesz?- zapytałam ciekawa.
- Nie... to za wcześnie. Kiedyś Ci opowiem, mam nadzieję, że Ty mi też coś kiedyś opowiesz o sobie.- uśmiechnął się. Przyznam bez bicia, że takiego Justina bardzo lubię.
- Rozumiem, jasne. -uśmiechnęłam się szczerze, jak nigdy przy nim.
*Miesiąc później*
Nigdy nie spodziewałam się, że Bieber tak się zmieni. Normalnie gadamy, jak znajomi, żadnego upokarzania, ani nic, jakby inny człowiek. Akurat z tą sprawą jest okej, ogólnie wszystko się układa. Możne nadal mieszkam tu gdzie mieszkałam, rzadko widzę Justina i Zacka, ale jest dobrze. Nawet chciałam wracać, ale chłopak nie pozwolił. Chciał, abym jeszcze odpoczęła i doszła do siebie. Trochę się pokłóciliśmy o to, ale rozumiem go. Dzieckiem zajmuje się on w wolnym czasie, a jeżeli jest zajęty to niania. Radzi sobie i jestem w szoku, skąd on wie, jak zajmować się dziećmi? Muszę go zapytać.
Znów dopada mnie te cholerne poczucie winy, było dobrze... Właśnie BYŁO. Wczoraj wieczorem oglądałam film z tematyką taką, jak zdarzyła się w moim życiu... No i zaczęło się. Tyle, że teraz z większą siłą. Płaczę całymi nocami, gdy szatyn dzwoni udaję, że wszystko jest okej, ale to tylko złudzenie.
Weszłam do wanny gorącej wody już naga i leżałam, myślałam, aż spojrzałam w jedno miejsce. Wiedziałam, co muszę zrobić. Wstałam i wyszłam z wanny, wzięłam kartkę papieru i długopis i weszłam z powrotem do wanny.
* Z perspektywy Justina*
Dzwonię do Amandy i dzwonie. Nie odbiera. Denerwuję się już... Musiało się coś stać. Zadzwoniłem do niańki Zacka i pojechałem jak najszybciej do niej. Jadąc tam popełniłem pełno zakazów, ale co tam. To było o wiele ważniejsze, nie wiem od kiedy zrobiłem się taki, ale ona mnie zmienia, zmienia mnie bardzo szybko. Podczas drogi dzwoniłem do niej non stoo i nic...
Dojechałem w końcu. Pukałem w drzwi, szarpałem za klamkę- nikt nie otwierał, drzwi były zamknięte. Wkurzyłem się i wyważyłem drzwi iż nie miałem zapasowych kluczy. Wbiegłem do mieszkania. Rozglądałem się, nigdzie jej nie było. W salonie, kuchni, sypialni- NIGDZIE! Wbiegłem do łazienki, a ona tam była. W wannie pełnej krwi.
Nie wiedziałem, co robić. Łzy ciekły mi z oczu, jak oszalałe. Sprawdziłem puls- żyła! Wyjąłem telefon i zadzwoniłem na pogotowie. Poinformowałem ich o wszystkich. Odpowiedzieli, że zaraz będą.
Zobaczyłem na podłodze kartkę papieru. Podniosłem ją i zaczęłam czytać.
JUSTINIE...
Przepraszam. Nie miałam już siły, nie miałam siły już żyć z tym cholernym poczuciem winy.
Zabiłam kogoś... kto żył pod moim sercem. Był kimś ważnym. Może gdyby dorosną niósłby szczęście innym? Pomagałby chorym? Byłby kimś potrzebnym.. Aa ja to zabiłam. Ty nie powinieneś się obwiniać, ty mi pomogłeś z pozbieraniem się, lecz to wróciło do mnie. Zawsze by wracało, a ja bym nie dawała rady... Wiem, że nie powinnam. Wiem, że zmieniłeś się dla mnie, zaopiekowałeś się moim kochanym synem. Dziękuje Ci z całego serca. Proszę Cię, abyś zapewnił mu należytą opiekę. Niech wie, że go kochałam i kocham. Po prostu nie mogę być z wami, ale pamiętaj zawszę będę z wami duchem. Jeżeli nie mogę czuwać nad wami tu, na pewno będę tam na górze, w niebie. Nie płaczcie za mną, beze mnie będzie o wiele lepiej. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam nigdy... Poddałam się, bo miałam za słabą psychikę, ale wy nie poddacie się WY DACIE RADĘ. Piszę to przez łzy, ale cholernie głupie byłoby się nie pożegnać, a tak... niech ten list będzie pożegnaniem.
ŻEGNAJCIE... PAMIĘTAJCIE JEDNO KOCHAM WAS I NIE ZAPOMNĘ WAS...
Wasza Amanda ♥
Co ona zrobiła? Jak mogła? Powinna być tu z nami...Jak nigdy zaniosłem się płaczem.. już nawet ja nie potrafię tłumić w sobie tych cholernych uczuć. Zrobiła to przeze mnie i to wiem na pewno. Gdyby mnie nie poznała byłaby szczęśliwa. Zmarnowałem jej życie. Boże proszę uratuj ją!
- Amando! Błagam Cię! Nie umieraj!
Niespodzianka! Rozdział, jak nigdy po tygodniu dodaję ♥
W Grudniu dodam jeszcze jeden rozdział lub dwa, to taki prezent na święta :D
Kochani trochę się zaczęło dziać... jak pisałam ten rozdział czasami miałam łzy w oczach. Mam nadzieję, że was zaskoczyłam. :***
Czekam na wasze KOMENTARZE :)
- Nie uważasz, że musimy coś przedyskutować? - powiedział poważnie.
- Ym.. nie, a powinniśmy? - uśmiechnęłam się sztucznie.
- No raczej. Nie udawaj kurwa głupiej, musimy pogadać. Nasz układ potrwa jeszcze długo, a przez ten czas powinniśmy się dogadywać. Jeżeli mamy do siebie coś to mamy to od razu obgadać, a nie tak, jak Ty po pijaku dopiero. - Huhu, poważnie dla kolegi zachciało się rozmawiać.
- Zacznijmy od tego, że nie byłam pijana. To, co miałam Ci do powodzenia powiedziałam wczoraj, wszystko było na poważnie. Chyba to zauważyłeś, choć wiesz, co? Wątpię, bo taki typ, jak Ty coś zrozumie. - Okej, chce wyjaśniać wszystko...niech ma.
- Ostro zaczynasz, ale okej. Mam do Ciebie pytanie, a mianowicie: czemu ja jeszcze nie usłyszałem z Twoich ust przekleństwa? A jeżeli już to nawet tego nie pamiętam? Za każdym razem kiedy Cię obrażałem, poniżałem, użyłem przemocy Ty nic nie zrobiłaś? - powiedział widocznie zaciekawiony.
- Ja nie przeklinam, a jeżeli już to bardzo rzadko. Po co miałabym się wysilać i przeklinać na Ciebie? Jeżeli Ty i tak tego do siebie nie weźmiesz? Sam się przyznałeś do tego, co robisz, jak zachowujesz się wobec kobiet, więc czemu tego nie zmienisz? Spróbuj choć przez miesiąc zachowywać się, jak prawdziwy mężczyzna, który ma szacunek do siebie i do innych. Zobacz, jak to jest.- mu trzeba wszystko uświadamiać jest, jak mały zagubiony chłopczyk.
- Jestem taki już po prostu. Dużo przeżyłem, otoczenie mnie zmieniło, co prawda umiem być opiekuńczy, martwić się o kogoś, ale bardzo rzadko, a jeżeli już to staram się tego nie pokazywać. Jeżeli taki, jaki jestem bym nie był to nikt by się mnie nie bał, a wtedy to bym się nie dorobił tego, co mam. Kocham władzę nad innymi i to się nie zmieni. Umówmy się, że tak, jak długo będę potrafił będę zachowywał się normalnie, ale też Ty nie prowokuj mnie. Nie sprowadzaj sobie do domu innych kolesi. Dziewczyno każdy ma uważać, że jestem o Ciebie zazdrosny, kocham Cię, a jeżeli będziesz z innymi flirtować to pomyślą sobie bóg wie, co o Tobie, Plus, że nie jesteś wierna. W takim razie przepraszam Cię za to wszystko od kąt spotkaliśmy się.- O proszę otworzył się trochę przede mną.
- Spróbuje zapomnieć o tym wszystkim, choć jak sam powinieneś się domyśleć nie jest to łatwe. Cieszę się, że to sobie wyjaśniliśmy. Opowiesz mi, o się stało w przeszłości, że tak się zachowujesz?- zapytałam ciekawa.
- Nie... to za wcześnie. Kiedyś Ci opowiem, mam nadzieję, że Ty mi też coś kiedyś opowiesz o sobie.- uśmiechnął się. Przyznam bez bicia, że takiego Justina bardzo lubię.
- Rozumiem, jasne. -uśmiechnęłam się szczerze, jak nigdy przy nim.
*Miesiąc później*
Nigdy nie spodziewałam się, że Bieber tak się zmieni. Normalnie gadamy, jak znajomi, żadnego upokarzania, ani nic, jakby inny człowiek. Akurat z tą sprawą jest okej, ogólnie wszystko się układa. Możne nadal mieszkam tu gdzie mieszkałam, rzadko widzę Justina i Zacka, ale jest dobrze. Nawet chciałam wracać, ale chłopak nie pozwolił. Chciał, abym jeszcze odpoczęła i doszła do siebie. Trochę się pokłóciliśmy o to, ale rozumiem go. Dzieckiem zajmuje się on w wolnym czasie, a jeżeli jest zajęty to niania. Radzi sobie i jestem w szoku, skąd on wie, jak zajmować się dziećmi? Muszę go zapytać.
Znów dopada mnie te cholerne poczucie winy, było dobrze... Właśnie BYŁO. Wczoraj wieczorem oglądałam film z tematyką taką, jak zdarzyła się w moim życiu... No i zaczęło się. Tyle, że teraz z większą siłą. Płaczę całymi nocami, gdy szatyn dzwoni udaję, że wszystko jest okej, ale to tylko złudzenie.
Weszłam do wanny gorącej wody już naga i leżałam, myślałam, aż spojrzałam w jedno miejsce. Wiedziałam, co muszę zrobić. Wstałam i wyszłam z wanny, wzięłam kartkę papieru i długopis i weszłam z powrotem do wanny.
* Z perspektywy Justina*
Dzwonię do Amandy i dzwonie. Nie odbiera. Denerwuję się już... Musiało się coś stać. Zadzwoniłem do niańki Zacka i pojechałem jak najszybciej do niej. Jadąc tam popełniłem pełno zakazów, ale co tam. To było o wiele ważniejsze, nie wiem od kiedy zrobiłem się taki, ale ona mnie zmienia, zmienia mnie bardzo szybko. Podczas drogi dzwoniłem do niej non stoo i nic...
Dojechałem w końcu. Pukałem w drzwi, szarpałem za klamkę- nikt nie otwierał, drzwi były zamknięte. Wkurzyłem się i wyważyłem drzwi iż nie miałem zapasowych kluczy. Wbiegłem do mieszkania. Rozglądałem się, nigdzie jej nie było. W salonie, kuchni, sypialni- NIGDZIE! Wbiegłem do łazienki, a ona tam była. W wannie pełnej krwi.
Nie wiedziałem, co robić. Łzy ciekły mi z oczu, jak oszalałe. Sprawdziłem puls- żyła! Wyjąłem telefon i zadzwoniłem na pogotowie. Poinformowałem ich o wszystkich. Odpowiedzieli, że zaraz będą.
Zobaczyłem na podłodze kartkę papieru. Podniosłem ją i zaczęłam czytać.
JUSTINIE...
Przepraszam. Nie miałam już siły, nie miałam siły już żyć z tym cholernym poczuciem winy.
Zabiłam kogoś... kto żył pod moim sercem. Był kimś ważnym. Może gdyby dorosną niósłby szczęście innym? Pomagałby chorym? Byłby kimś potrzebnym.. Aa ja to zabiłam. Ty nie powinieneś się obwiniać, ty mi pomogłeś z pozbieraniem się, lecz to wróciło do mnie. Zawsze by wracało, a ja bym nie dawała rady... Wiem, że nie powinnam. Wiem, że zmieniłeś się dla mnie, zaopiekowałeś się moim kochanym synem. Dziękuje Ci z całego serca. Proszę Cię, abyś zapewnił mu należytą opiekę. Niech wie, że go kochałam i kocham. Po prostu nie mogę być z wami, ale pamiętaj zawszę będę z wami duchem. Jeżeli nie mogę czuwać nad wami tu, na pewno będę tam na górze, w niebie. Nie płaczcie za mną, beze mnie będzie o wiele lepiej. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam nigdy... Poddałam się, bo miałam za słabą psychikę, ale wy nie poddacie się WY DACIE RADĘ. Piszę to przez łzy, ale cholernie głupie byłoby się nie pożegnać, a tak... niech ten list będzie pożegnaniem.
ŻEGNAJCIE... PAMIĘTAJCIE JEDNO KOCHAM WAS I NIE ZAPOMNĘ WAS...
Wasza Amanda ♥
Co ona zrobiła? Jak mogła? Powinna być tu z nami...Jak nigdy zaniosłem się płaczem.. już nawet ja nie potrafię tłumić w sobie tych cholernych uczuć. Zrobiła to przeze mnie i to wiem na pewno. Gdyby mnie nie poznała byłaby szczęśliwa. Zmarnowałem jej życie. Boże proszę uratuj ją!
- Amando! Błagam Cię! Nie umieraj!
Niespodzianka! Rozdział, jak nigdy po tygodniu dodaję ♥
W Grudniu dodam jeszcze jeden rozdział lub dwa, to taki prezent na święta :D
Kochani trochę się zaczęło dziać... jak pisałam ten rozdział czasami miałam łzy w oczach. Mam nadzieję, że was zaskoczyłam. :***
Czekam na wasze KOMENTARZE :)
Dziękować powinniście Grey Angel♥
Ona mnie mega motywuje.Dziękuję!♡
Płakałam, co mi się rzadko zdarza xd Klaudia niech Cię cholera jasna!
OdpowiedzUsuńNajpierw kłótnia, która była do przewidzenia znając wybuchowy temperament Justina..
czytając ich ostrą wymianę zdań przechodziły mnie ciarki,
miałam wrażenie, że Jus uderzy Amandę...ale jednak nie zrobił tego...
Później ich rozmowa w kuchni, która zapowiadała, że wszystko będzie w porządku..
zszokowała mnie nagła zmiana Biebera...
No i końcówka, za którą Cię kocham i nienawidzę jednocześnie...
Kocham dlatego, że Boże...Justin płakał a ja razem z nim...
Nawet nie próbuj uśmiercać Amandy bo nie wiem co Ci zrobię...
hahaha, najdziwniejsze jest to jak się uspokoiłam z mojej "histerii"
hahaha, użyłaś słowa Bóg..a fobia związana z moim opowiadaniem podpowiadała
mi tylko Zamis...Zamis...Zamis..xd jestem jakaś szurnięta...
ale pospokojnie Justin, moje kochanie się nią zajmie, gdy umrze...
A nie umrze! C'nie?
Rozdział cudowny..aż mi się spać odechciało xd
hahaha..piękny, uczuciowy..no po prostu idealny...
czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że jeszcze pojawi się Alex, którego zdąrzyłam polubić,
chociaż jejkuuu Justin płakał...jego to ja po prostu kocham :)))
Pozdrawiam i życzę miłej niedzieli ^^
Uwielbiam... czekam na next:)
OdpowiedzUsuńTAK BĘDĄ 3 ROZDZIAŁY CO TYDZIEŃ YEY!ZAJEBISTE I CZEKAM NA NEXT
OdpowiedzUsuńŁoł dziewczyno zaskakujesz :D
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle cudowny! Nawet nie wiem co mam napisać ....
A Justin awww taki słodki i kurde on płakał szooook!
Tak mi żal tej Amandy, co chwilę coś . Najpierw problemy z matką, strata dziecka i jeszcze takie coś :(
No nic muszę czekać na nexta :)
Takie prezenty to ja mogę mieć codziennie kochana :*
Do nn:)
Popłakałam się przecież ona musi żyć
OdpowiedzUsuńnie wiem co więcej napisać więc życze weny i czekam na nn
Hej Klaudia!
OdpowiedzUsuńBoże ja przez ciebie ryczę!
Jak mogłaś mi to zrobić? !
Powiem Ci tylko tyle zakochałam się w Twoim Blogu *.*
Te rozdziały są tak ciekawe, że jak zaczęłam czytać to nie mogłam się oderwać xD
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział!
Pozdrawiam
Daria xx
Hej Klaudia!
OdpowiedzUsuńKocham twój blog! Jest cudny! Historia, tak ciekawa, że nie mogłam się oderwać! Justin - kolesia nie ogarniam i szczerze mówiąc, po tym wyzywaniu i biciu nie przepadam za gościem. Amanda natomiast, jest wspaniała, dlatego musi, MUSI, przeżyć! Polubiłam też Alexa, więc liczę, że jeszcze się pojawi :D Czekam na następny rozdział! M.im. dlatego: Co się dzieje z Johnem? Co się stanie z dzieckiem? Czy Amanada przeżyje? I wiele, wiele innych... ;D
pozdrawiam kochana :*
Juleczka
P.S. KOCHAM TWOJEGO BLOGA!!!
Jeju płaczę.. co ona zrobiła? O.o
OdpowiedzUsuńLecę czytać kolejny rozdział. Kocham to ! <3